Na wstępie chciałabym Was kochani przeprosić. Wiem, że już bardzo długo nie było nowego rozdziału, ale ostatnio w moim życiu dzieje się tyle, że nie mam nawet kiedy o tym myśleć. Korzystam teraz z tego, że jestem chora i siedzę potulnie w domu, więc mam trochę czasu na pisanie. Mam nadzieję, że się nie zniechęciliście i znajdzie się jeszcze ktoś, kto tu zagląda :) .
Ślę Wam mnóstwo całusów i zapraszam do czytania :) .
Zou.
Edit. rozdział jest zabetowany przez Naele.
Dziękuję :)
Ślę Wam mnóstwo całusów i zapraszam do czytania :) .
Zou.
Edit. rozdział jest zabetowany przez Naele.
Dziękuję :)
_______________________________________________________
" Milion zdarzeń "
Wiatr rozwiewał jej brązowe loki, gdy stała
nieruchomo i wpatrywała się w krajobraz przed sobą. Miała wrażenie, że nic
dookoła się nie liczy, oprócz tego, co ujrzała. Wiele razy czytała o tym
miejscu w książkach, ale nie sądziła, że może być aż tak piękne. Old Harry
Rocks imponowały swoją bielą i ogromem. Delikatne fale rozbijały się o nie,
chlupiąc i rozpryskując się dookoła. Słońce, które chyliło się ku zachodowi,
oświetlało twarze uczniów, zauroczone w tym widoku. Gdy pierwsze zdumienie
ustąpiło, Hermiona zaczęła się zastanawiać nad powodem, dla którego ich tu
zabrali. To wszystko było dla niej naprawdę szalone i dziwne, tym bardziej, że
nie przyjechała tutaj z Ronem i Harry'm, ale Malfoyem i Zabinim. Dwoma
największymi wrogami, Ślizgonami, śmierciożercami. Do tej pory nic jej nie
zrobili, jednak niepokój tkwił w jej głowie. Dopiero gdy wróciła myślami na
ziemię, uświadomiła sobie, że odeszła kilka kroków na sam brzeg klifu.
Zamrugała kilkakrotnie i otulając się ramionami, odwróciła się w stronę reszty.
Draco i Blaise opierali się o samochód z tryumfującymi minami, a Ginny
siedziała nieopodal na samym brzegu i wpatrywała się w zachód słońca.
- Czemu nas tu przywieźliście? - spytała Hermiona i podeszła trochę bliżej. Jej loki w dalszym ciągu powiewały na wietrze, zasłaniając czasami twarz.
- Blaise postanowił zrobić dzisiaj dobry uczynek - odparł spokojnie blondyn. Miał kamienny wyraz twarzy, jakby kompletnie nic go nie obchodziło, a jego stosunek do Gryfonki był zupełnie inny, niż kilka sekund temu do Zabiniego.
- Równie dobrze mogłeś pomóc mamie wynieść śmieci - stwierdziła Gryfonka i spojrzała na ciemnoskórego, którego wzrok był tak wesoły, że aż nie mogła w to uwierzyć.
- Powiedzmy, że jest to pewna rekompensata - odparł Blaise i przekrzywił głowę w kierunku Granger. Uniosła wysoko brew i spojrzała na niego badawczo.
- Jaka rekompensata? O ile mnie pamięć nie myli, nie mamy ze sobą żadnych porachunków.
- Za to co zrobiłaś dla Draco w Australii - odrzekł zupełnie poważnie. Malfoy spojrzał na niego dziwnie i wywrócił oczami, odchodząc za samochód. Hermiona zmarszczyła brwi i podeszła jeszcze bliżej Blaise'a, żeby nikt inny nie słyszał ich rozmowy.
- Nie musicie robić nic na siłę. Zrobiłam to tylko i wyłącznie z pobudek humanitarnych. Nie zostawiłabym drugiego człowieka w potrzebie, nigdy - odparła cichym tonem. - Poza tym Draco i jego matka dwa razy uratowali Harry'ego. A Harry to mój przyjaciel. - Spojrzała na niego znacząco.
- Nie zmienia to faktu, że mogłaś go tam zostawić. Oboje wiemy, że wasze relacje nigdy nie były dobre, ba! Nienawidzicie się.
- Nie sztuką jest kogoś nienawidzić, Blaise. Sztuką jest komuś wybaczyć - powiedziała i odeszła w stronę Ginny. Sama nie wiedziała, czemu mu to powiedziała, ale poczuła pewnego rodzaju ulgę. Nigdy nie była zawistną osobą, zemsta była dla niej na ostatnim miejscu. Co prawda nie panowała czasami nad emocjami, potrafiła bronić swojego zdania i swoich przyjaciół. Jednak człowiek w pewnym momencie uświadamiał sobie wiele istotnych rzeczy, wiele wydarzeń ma na to wpływ. Hermionę zmieniła wojna, zaczęła inaczej postrzegać świat, zrozumiała, ile jest warte ludzkie istnienie, że powinniśmy czerpać z życia jak najwięcej. Druga Bitwa o Hogwart zakończyła pewien etap w jej życiu. To, co powiedziała Zabiniemu, nie było kłamstwem, już dawno temu wybaczyła Malfoyowi jego zachowanie, co nie zmieniało jej stosunku do niego. Dla wewnętrznego spokoju nie chciała z nikim prowadzić kolejnej wojny. Była przekonana, że ją i Malfoya różni za dużo rzeczy, żeby kiedykolwiek mogli znaleźć wspólny język. Poza tym nigdy się nad tym wiele nie zastanawiała, ponieważ nawet by tego nie chciała.
- Masz swoją przygodę - powiedziała Hermiona i usiadła koło przyjaciółki. Ruda spojrzała na nią i uśmiechnęła się delikatnie.
- Tu jest pięknie.
- Też tak uważam.
- Jak myślisz, czemu nas tutaj zabrali? - spytała rudowłosa, utwierdzając Hermionę w przekonaniu, że to wcale nie była rekompensata za jej czyn.
- Mam pewną teorię Ginn, ale myślę, że ty wiesz o czym mówię. - Spojrzały na siebie i nic już więcej nie powiedziały. Obydwie wpatrywały się w ostatnie promienie słoneczne, które już całkiem chowały się za ciemną wodą. Hermiona poczuła gęsią skórkę. Odwróciła głowę, aby spojrzeć na ich towarzyszy. Rozmawiali o czymś daleko za samochodem.
- Chyba już pora na nas - stwierdziła Granger. Ruda pokiwała znacząco głową. Wstały, otrzepując się z piasku i ruszyły w kierunku chłopców. Przerwali rozmowę, patrząc uważnie na dziewczęta.
- Dziękujemy za wycieczkę, tu jest naprawdę pięknie - powiedziała Ginny i posłała im blady uśmiech.
- Na nas już czas - mruknęła Miona i złapały się za ręce.
- Hej, czekajcie! - zawołał Blaise. Spojrzały na niego zdziwione.
- Nie wracacie z nami samochodem?
- Lepiej będzie, jak się teleportujemy - oznajmiła Hermiona. Uśmiechnęła się do Zabiniego i spojrzała w oczy Draconowi. Wpatrywał się w nią intensywnie, bez żadnych emocji. Poczuła dziwne mrowienie, dlatego jak najszybciej złapała Ginevrę i teleportowały się z cichym pyknięciem do Nory. Gdy wylądowały na tyłach podwórka Weasleyów, bez słowa ruszyły w stronę domu, trzymając się za dłonie. Ta noc nie należała do najcieplejszych, dlatego Hermiona trzęsła się jak galareta. Miała świadomość tego, że przez późny powrót mogą mieć kłopoty nie tylko u Molly, ale również u swoich przyjaciół. Weszły najciszej, jak się dało do domu, mimo to matka rudzielców wyskoczyła zza rogu z surową miną. Zanim jednak zaczęła krzyczeć i prawić morały, przytuliła je bardzo mocno.
- Na Merlina, jak ja się martwiłam! - westchnęła w końcu, opierając pulchne dłonie na biodrach.
- Przepraszamy, mamo. To moja wina, chciałam jeszcze wejść do paru sklepów i tak nam się ten czas przeciągnął - powiedziała Ginny, nim Hermiona zdążyła otworzyć usta. W głębi duszy podziękowała Rudej za to, ponieważ jej kłamstwa nigdy nie przechodziły przez gardło z taką łatwością. Molly kręciła głową.
- Powinnam na was nakrzyczeć, ale nie mam po prostu serca. Jesteście głodne? Oh, na pewno jesteście! Zaraz wam coś zrobię dobrego! - oznajmiła, machając ścierką i ruszyła do kuchni. Ginny posłała jej uśmiech i ruszyła po schodach na górę, natomiast Granger weszła do salonu, gdzie siedział pan Weasley i zawzięcie przy czymś majstrował.
- O, Hermiona, wreszcie wróciłyście. Molly rwała sobie włosy z głowy - powiedział, nawet nie odrywając wzroku od pracy.
- Tak, wiem. Najmocniej przepraszam...
- Ależ nie szkodzi, nikomu tak nie ufam jak tobie. - zaśmiał się. Granger spuściła wzrok na swoje dłonie i wciągnęła głęboko powietrze. Czy wycieczka ze Ślizgonami nie była właśnie czymś, co nadszarpuje zaufanie? Czymś, czego wolałaby uniknąć? No właśnie, czy ma w ogóle z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia?
- Miona! - Usłyszała nad sobą i podniosła głowę. Harry uśmiechał się szeroko, opierając dłonie o kanapę. Odwzajemniła uśmiech.
- Hej. Nie pytaj, co się stało, bo nie chcę mi się powtarzać. Porwał nas czas w tych sklepach. - Ostatnie zdanie wypowiedziała, nie patrząc mu w oczy. Potter usiadł koło niej.
- Nie miałem zamiaru pytać, jesteś już duża - zaśmiał się. Spojrzała na niego z wdzięcznością.
- A gdzie Ron?
- Poszedł spać, mówił że jest strasznie zmęczony.
- Oh, chciałam z nim pogadać.
- Zostaniesz na noc? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie, Harry. Wracam do domu, chciałabym spędzić trochę czasu z rodzicami. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
- No dobra, nie ma sprawy.
- Kolacja! - zawołała Molly, a Hermiona zaśmiała się w duchu.
- Czemu nas tu przywieźliście? - spytała Hermiona i podeszła trochę bliżej. Jej loki w dalszym ciągu powiewały na wietrze, zasłaniając czasami twarz.
- Blaise postanowił zrobić dzisiaj dobry uczynek - odparł spokojnie blondyn. Miał kamienny wyraz twarzy, jakby kompletnie nic go nie obchodziło, a jego stosunek do Gryfonki był zupełnie inny, niż kilka sekund temu do Zabiniego.
- Równie dobrze mogłeś pomóc mamie wynieść śmieci - stwierdziła Gryfonka i spojrzała na ciemnoskórego, którego wzrok był tak wesoły, że aż nie mogła w to uwierzyć.
- Powiedzmy, że jest to pewna rekompensata - odparł Blaise i przekrzywił głowę w kierunku Granger. Uniosła wysoko brew i spojrzała na niego badawczo.
- Jaka rekompensata? O ile mnie pamięć nie myli, nie mamy ze sobą żadnych porachunków.
- Za to co zrobiłaś dla Draco w Australii - odrzekł zupełnie poważnie. Malfoy spojrzał na niego dziwnie i wywrócił oczami, odchodząc za samochód. Hermiona zmarszczyła brwi i podeszła jeszcze bliżej Blaise'a, żeby nikt inny nie słyszał ich rozmowy.
- Nie musicie robić nic na siłę. Zrobiłam to tylko i wyłącznie z pobudek humanitarnych. Nie zostawiłabym drugiego człowieka w potrzebie, nigdy - odparła cichym tonem. - Poza tym Draco i jego matka dwa razy uratowali Harry'ego. A Harry to mój przyjaciel. - Spojrzała na niego znacząco.
- Nie zmienia to faktu, że mogłaś go tam zostawić. Oboje wiemy, że wasze relacje nigdy nie były dobre, ba! Nienawidzicie się.
- Nie sztuką jest kogoś nienawidzić, Blaise. Sztuką jest komuś wybaczyć - powiedziała i odeszła w stronę Ginny. Sama nie wiedziała, czemu mu to powiedziała, ale poczuła pewnego rodzaju ulgę. Nigdy nie była zawistną osobą, zemsta była dla niej na ostatnim miejscu. Co prawda nie panowała czasami nad emocjami, potrafiła bronić swojego zdania i swoich przyjaciół. Jednak człowiek w pewnym momencie uświadamiał sobie wiele istotnych rzeczy, wiele wydarzeń ma na to wpływ. Hermionę zmieniła wojna, zaczęła inaczej postrzegać świat, zrozumiała, ile jest warte ludzkie istnienie, że powinniśmy czerpać z życia jak najwięcej. Druga Bitwa o Hogwart zakończyła pewien etap w jej życiu. To, co powiedziała Zabiniemu, nie było kłamstwem, już dawno temu wybaczyła Malfoyowi jego zachowanie, co nie zmieniało jej stosunku do niego. Dla wewnętrznego spokoju nie chciała z nikim prowadzić kolejnej wojny. Była przekonana, że ją i Malfoya różni za dużo rzeczy, żeby kiedykolwiek mogli znaleźć wspólny język. Poza tym nigdy się nad tym wiele nie zastanawiała, ponieważ nawet by tego nie chciała.
- Masz swoją przygodę - powiedziała Hermiona i usiadła koło przyjaciółki. Ruda spojrzała na nią i uśmiechnęła się delikatnie.
- Tu jest pięknie.
- Też tak uważam.
- Jak myślisz, czemu nas tutaj zabrali? - spytała rudowłosa, utwierdzając Hermionę w przekonaniu, że to wcale nie była rekompensata za jej czyn.
- Mam pewną teorię Ginn, ale myślę, że ty wiesz o czym mówię. - Spojrzały na siebie i nic już więcej nie powiedziały. Obydwie wpatrywały się w ostatnie promienie słoneczne, które już całkiem chowały się za ciemną wodą. Hermiona poczuła gęsią skórkę. Odwróciła głowę, aby spojrzeć na ich towarzyszy. Rozmawiali o czymś daleko za samochodem.
- Chyba już pora na nas - stwierdziła Granger. Ruda pokiwała znacząco głową. Wstały, otrzepując się z piasku i ruszyły w kierunku chłopców. Przerwali rozmowę, patrząc uważnie na dziewczęta.
- Dziękujemy za wycieczkę, tu jest naprawdę pięknie - powiedziała Ginny i posłała im blady uśmiech.
- Na nas już czas - mruknęła Miona i złapały się za ręce.
- Hej, czekajcie! - zawołał Blaise. Spojrzały na niego zdziwione.
- Nie wracacie z nami samochodem?
- Lepiej będzie, jak się teleportujemy - oznajmiła Hermiona. Uśmiechnęła się do Zabiniego i spojrzała w oczy Draconowi. Wpatrywał się w nią intensywnie, bez żadnych emocji. Poczuła dziwne mrowienie, dlatego jak najszybciej złapała Ginevrę i teleportowały się z cichym pyknięciem do Nory. Gdy wylądowały na tyłach podwórka Weasleyów, bez słowa ruszyły w stronę domu, trzymając się za dłonie. Ta noc nie należała do najcieplejszych, dlatego Hermiona trzęsła się jak galareta. Miała świadomość tego, że przez późny powrót mogą mieć kłopoty nie tylko u Molly, ale również u swoich przyjaciół. Weszły najciszej, jak się dało do domu, mimo to matka rudzielców wyskoczyła zza rogu z surową miną. Zanim jednak zaczęła krzyczeć i prawić morały, przytuliła je bardzo mocno.
- Na Merlina, jak ja się martwiłam! - westchnęła w końcu, opierając pulchne dłonie na biodrach.
- Przepraszamy, mamo. To moja wina, chciałam jeszcze wejść do paru sklepów i tak nam się ten czas przeciągnął - powiedziała Ginny, nim Hermiona zdążyła otworzyć usta. W głębi duszy podziękowała Rudej za to, ponieważ jej kłamstwa nigdy nie przechodziły przez gardło z taką łatwością. Molly kręciła głową.
- Powinnam na was nakrzyczeć, ale nie mam po prostu serca. Jesteście głodne? Oh, na pewno jesteście! Zaraz wam coś zrobię dobrego! - oznajmiła, machając ścierką i ruszyła do kuchni. Ginny posłała jej uśmiech i ruszyła po schodach na górę, natomiast Granger weszła do salonu, gdzie siedział pan Weasley i zawzięcie przy czymś majstrował.
- O, Hermiona, wreszcie wróciłyście. Molly rwała sobie włosy z głowy - powiedział, nawet nie odrywając wzroku od pracy.
- Tak, wiem. Najmocniej przepraszam...
- Ależ nie szkodzi, nikomu tak nie ufam jak tobie. - zaśmiał się. Granger spuściła wzrok na swoje dłonie i wciągnęła głęboko powietrze. Czy wycieczka ze Ślizgonami nie była właśnie czymś, co nadszarpuje zaufanie? Czymś, czego wolałaby uniknąć? No właśnie, czy ma w ogóle z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia?
- Miona! - Usłyszała nad sobą i podniosła głowę. Harry uśmiechał się szeroko, opierając dłonie o kanapę. Odwzajemniła uśmiech.
- Hej. Nie pytaj, co się stało, bo nie chcę mi się powtarzać. Porwał nas czas w tych sklepach. - Ostatnie zdanie wypowiedziała, nie patrząc mu w oczy. Potter usiadł koło niej.
- Nie miałem zamiaru pytać, jesteś już duża - zaśmiał się. Spojrzała na niego z wdzięcznością.
- A gdzie Ron?
- Poszedł spać, mówił że jest strasznie zmęczony.
- Oh, chciałam z nim pogadać.
- Zostaniesz na noc? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie, Harry. Wracam do domu, chciałabym spędzić trochę czasu z rodzicami. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
- No dobra, nie ma sprawy.
- Kolacja! - zawołała Molly, a Hermiona zaśmiała się w duchu.
~*~*~
Czas w rodzinnym miasteczku upływał Hermionie
bardzo spokojnie. Każdego dnia cieszyła się jeszcze bardziej, że dostała drugą
szansę od kogoś z góry i odnalazła rodziców. Była osobą, która doceniała miłość
do matki i ojca, ale również ich samą obecność. Przez te kilka miesięcy
zrozumiała, że nie da się normalnie funkcjonować z myślą o utracie rodziców.
Była dumna z tego, że nie zrezygnowała. Dzięki temu ponownie byli szczęśliwą
rodziną.
Przemierzała właśnie główną ulicę, która prowadziła do jej domu. Była na porannych zakupach w sklepie z zamiarem przyszykowania śniadania tylko dla siebie, gdyż jej rodzice wrócili już do stałego rytmu pracy. Trzymała dłonie w kieszeniach ciepłego sweterka, który narzuciła z powodu niższej temperatury niż zwykle. W pewnym momencie usłyszała przyspieszony tupot stóp, poczuła silny powiew wiatru, a obok niej przebiegł jakiś chłopak. Miał na sobie krótkie sportowe spodenki i ciepłą bluzę. Nie zatrzymał się, tylko biegł szybkim truchtem dalej. Hermiona uśmiechnęła się w duchu i przypomniała sobie, jak bardzo nigdy nie lubiła sportów. W świecie mugoli uczęszczała na wf ze względu na przymus szkolny, a w Hogwarcie trzymała się z daleka od Quidditcha. Wolała kibicować i oglądać sport, niż w nim uczestniczyć. Pokręciła głową z uśmiechem i skręciła na swój podjazd przed domem. Gdy weszła do środka, od razu poczuła przyjemne ciepło. Zdjęła buty i skierowała się do kuchni. Wyjęła potrzebne składniki na naleśniki i rozpoczęła gotowanie. Gdy skończyła smażenie, posmarowała ulubionym dżemem truskawkowym i jagodowym, zaparzyła kawę i usiadła przy stole, biorąc się za jedzenie.
Po skończonym posiłku ruszyła na górę, aby się przebrać w odpowiedni na dzisiaj strój. Wyciągnęła z szafy klasyczną, czarną spódnicę do kolana i białą koszulę, które jednym machnięciem różdżki wyprasowała. Do tego nałożyła czarny żakiet i baleriny. Z niewielką torebką wyszła z domu i w cieniu jakiegoś drzewa teleportowała się na ulicę Pokątną. Przystanęła na chwilę przy jednym ze sklepów, czując mdłości, ale wyprostowała się po chwili i ruszyła do przodu. Dzisiejszego dnia miała zamiar złożyć podania o pracę w kilku miejscach. Zdawała sobie sprawę, że bez wpisanego w CV wyniku z owutemów ma bardzo nikłe szanse, ale ewidentnie zaznaczyła, że ma zamiar je napisać w przyszłym roku. Miała nadzieję, że rozpatrzą jej podania pozytywnie.
Przemierzała właśnie główną ulicę, która prowadziła do jej domu. Była na porannych zakupach w sklepie z zamiarem przyszykowania śniadania tylko dla siebie, gdyż jej rodzice wrócili już do stałego rytmu pracy. Trzymała dłonie w kieszeniach ciepłego sweterka, który narzuciła z powodu niższej temperatury niż zwykle. W pewnym momencie usłyszała przyspieszony tupot stóp, poczuła silny powiew wiatru, a obok niej przebiegł jakiś chłopak. Miał na sobie krótkie sportowe spodenki i ciepłą bluzę. Nie zatrzymał się, tylko biegł szybkim truchtem dalej. Hermiona uśmiechnęła się w duchu i przypomniała sobie, jak bardzo nigdy nie lubiła sportów. W świecie mugoli uczęszczała na wf ze względu na przymus szkolny, a w Hogwarcie trzymała się z daleka od Quidditcha. Wolała kibicować i oglądać sport, niż w nim uczestniczyć. Pokręciła głową z uśmiechem i skręciła na swój podjazd przed domem. Gdy weszła do środka, od razu poczuła przyjemne ciepło. Zdjęła buty i skierowała się do kuchni. Wyjęła potrzebne składniki na naleśniki i rozpoczęła gotowanie. Gdy skończyła smażenie, posmarowała ulubionym dżemem truskawkowym i jagodowym, zaparzyła kawę i usiadła przy stole, biorąc się za jedzenie.
Po skończonym posiłku ruszyła na górę, aby się przebrać w odpowiedni na dzisiaj strój. Wyciągnęła z szafy klasyczną, czarną spódnicę do kolana i białą koszulę, które jednym machnięciem różdżki wyprasowała. Do tego nałożyła czarny żakiet i baleriny. Z niewielką torebką wyszła z domu i w cieniu jakiegoś drzewa teleportowała się na ulicę Pokątną. Przystanęła na chwilę przy jednym ze sklepów, czując mdłości, ale wyprostowała się po chwili i ruszyła do przodu. Dzisiejszego dnia miała zamiar złożyć podania o pracę w kilku miejscach. Zdawała sobie sprawę, że bez wpisanego w CV wyniku z owutemów ma bardzo nikłe szanse, ale ewidentnie zaznaczyła, że ma zamiar je napisać w przyszłym roku. Miała nadzieję, że rozpatrzą jej podania pozytywnie.
~*~*~
- Dla mnie to i tak jest strata czasu - westchnął
Draco, gdy razem z Blaise'em i Teodorem stali w długiej kolejce do recepcji w
Ministerstwie Magii. Zabini nawet tego nie skomentował, a Nott udawał, że nie
słyszy. Malfoy jak zwykle był do wszystkiego sceptycznie nastawiony, dlatego
fakt, że musiał stać teraz wraz z nimi ze swoim CV pełnym kłamstw, był
absurdem. Czuł się nieswojo wśród czarodziejów, którzy, przechodząc, obrzucali
go dziwnymi spojrzeniami. Starał się nie zwracać na to uwagi, jednak poziom
jego irytacji rósł z każdym kolejnym przechodniem.
- Wyluzuj się, Draco - szepnął Teodor i skinął w jego kierunku głową. Blondyn spojrzał na niego wściekły, ale powstrzymał się od wypowiedzenia czegoś złośliwego. Gdy wreszcie udało im się dowiedzieć, gdzie znajduje się gabinet pośrednictwa pracy, ruszyli w tamtym kierunku. Blaise idący na samym początku nagle klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Jego przyjaciele spojrzeli na siebie zdziwieni.
- Witaj, Hermiono - powiedział ciemnoskóry, gdy znaleźli się tuż pod gabinetem. Teodorowi opadła szczęka, gdy usłyszał słowa przyjaciela, ponieważ nic nie wiedział o ich wspólnym wypadzie do Wiltshire. Malfoy natomiast wciągnął głęboko powietrze i odwrócił się plecami, aby zaraz nie wybuchnąć. Sam nie rozumiał swojego zachowania, ale gdy tylko zobaczył grzecznie siedzącą Gryfonkę, poczuł złość.
- E.... hej? - odparła zdziwiona Hermiona i poprawiła się na krześle. Zabini uradowany usiadł obok i spojrzał na dziewczynę.
- Rozumiem, że ty również starasz się o pracę?
- A ja nie rozumiem, co cię to interesuje, Zabini - powiedziała, marszcząc brwi. Ciemnoskóry chciał coś odpowiedzieć, ale szybko zamknął usta, wywołując tym samym chichot Teodora.
- Cóż, widzę że ty w dalszym ciągu jesteś nastawiona antyślizgońsko.
- A czego oczekiwałeś? Że nagle stanę się waszą najlepszą przyjaciółką, bo raz wam odbiło i zabraliście nas na wycieczkę?
- Wycieczkę? - Zdziwił się Nott, patrząc to na blondyna, to na ciemnoskórego, lecz żaden z nich nie kwapił się do wytłumaczenia, o co chodzi.
- Nawet bym tego nie chciał, Granger. Jednak myślałem, że może nasze stosunki ulegną jakiejś zmianie.
- Oh, teraz już Granger? Cóż, przykro mi, ale my nie mamy ze sobą żadnych stosunków - warknęła poirytowana i ponownie poprawiła się na krześle, unosząc dumnie głowę.
- Mylisz się, moja Gryfoneczko, mamy i to dużo - zaśmiał się, na co blondyn jedynie uderzył się w głowę teczką z CV. Teodor w dalszym ciągu stał zdezorientowany i przyglądał się tej dziwacznej scenie.
- Nie, Zabini, i łaskawie proszę, daj mi święty spokój.
- Nie sądzę. Wybierasz się może na odbudowę Hogwartu? - spytał z ciekawością w głosie. Gryfonka spojrzała na niego podejrzliwie, ale w głębi duszy była zaskoczona tym pytaniem. Była święcie przekonana, że McGonagall nie zaprosiła do udziału Ślizgonów.
- A skąd o tym wiesz?
- Tak się składa, że o mnie również w tej starej, dobrej szkole pamiętają.
- Ciekawe w jakim świetle - odpowiedziała opryskliwie, ale zaraz tego pożałowała. Malfoy stojący cały czas tyłem, odwrócił się nagle i zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, a Zabiniemu zszedł uśmiech z twarzy. Nie rozumiała tego uczucia, że zrobiła coś złego, skoro wreszcie dopiekła Ślizgonom i powinna być z tego powodu dumna.
- Panna Hermiona Granger? - Wysoki, kobiecy głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak, to ja.
- Zapraszam do środka - powiedziała i odsunęła się, aby umożliwić przejście. Gryfonka usiadła grzecznie na krześle i wyjęła z teczki CV, układając je równo tuż przed kobietą. Mimo że z całych sił próbowała się skupić, sytuacja sprzed kilku minut tak ją zmieszała, że nie potrafiła myśleć o niczym innym. Kątem oka zauważyła, że brunetka przegląda jej życiorys, co dla Hermiony było bardzo stresujące. Mimo że mogła się poszczycić najlepszymi wynikami, wiedziała, że jej CV było niepełne.
- Nie zdawała pani owutemów?
- Nie. Zaznaczyłam to w punkcie o ukończeniu szkoły, mam zamiar podejść do egzaminów w czerwcu przyszłego roku.
- A czemu nie w tym roku? - zapytała zupełnie naturalnie i spojrzała na nią z uwagą. Granger zamrugała kilkakrotnie i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Nie miałam możliwości, szkoła została zburzona - wydukała.
- Ach, tak - zacmokała brunetka i odłożyła kartki. Splotła dłonie i położyła je na biurku.
- Dobrze, panno Granger. A więc chciałaby pani dostać pracę w Ministerstwie, ale nie ma pani do tego żadnych predyspozycji.
- Słucham? - Hermiona patrzyła oniemiała na kobietę, która uśmiechała się jakby z cieniem drwiny.
- Rozumiem, że jest pani bardzo mądrą i dokładną czarownicą, w końcu wyniki z poprzednich egzaminów mówią same za siebie. Jednak nasze procedury mówią jasno o tym, że nie mamy prawa przyjmować do egzaminu wewnętrznego nikogo, kto nie dostał wystarczającej liczby punktów z testów szkolnych. Ja rozumiem, że pani miała teraz ciężką sytuację, ale muszę panią uświadomić, że popularność i sława nie otworzą pani furtki w każdej dziedzinie życia, a tym bardziej do pracy na tak poważne stanowisko. - Na koniec uśmiechnęła się niby pocieszająco, jednak Gryfonka słyszała satysfakcję w jej głosie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wciąż ma otwartą buzię, dlatego szybko ją zamknęła. Oderwała wreszcie wzrok od brunetki i spojrzała na dłonie, które miała zaciśnięte w pięści tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. Wciągnęła głośno powietrze i uśmiechnęła się najbardziej sztucznie, jak tylko mogła.
- Dziękuję za bardzo profesjonalne potraktowanie. Myślałam, że w tak poważnej instytucji będą pracowały osoby, które są kompetentne i mają chociaż trochę oleju w głowie. Ewidentnie się przeliczyłam. - Ostatnie słowo wypowiedziała z odrazą. Brunetka starała się nie okazać gniewu, dlatego w dalszym ciągu uśmiechała się drwiąco. Hermiona była już tak zdenerwowana, że wstała, przewracając krzesło i szybkim krokiem wyszła z hukiem z gabinetu. Stojący pod drzwiami Teodor odskoczył wystraszony na bok, a Granger omiotła ich spojrzeniem. Nie mogąc dłużej utrzymać gniewu na wodzy, puściła się biegiem wzdłuż korytarza.
- Chyba jej nie przyjęli - prychnął blondyn. Blaise i Nott spojrzeli po sobie zdziwieni, ale nie skomentowali sytuacji. Hermiona natomiast wpadła do windy i dopiero wtedy poczuła gorące łzy na policzkach. W jej głowie odbywała się właśnie gonitwa myśli. Nie mogła zrzucić na nikogo tego, że została tak potraktowana, ponieważ w tej sytuacji nikt nie był winny. Gdy wysiadła na parterze, nie przejmowała się swoim wyglądem i zaczerwienionymi oczami. Na ulice Londynu wyszła z czerwonej budki i znajdując ciemny zaułek, wyjęła chusteczki. Powoli wytarła twarz i oczy, po czym wydmuchała nos i wyrzuciła śmieci. Wzięła głęboki wdech i już chciała się teleportować, kiedy usłyszała za sobą głos.
- Hej, zaczekaj! - Odwróciła się zdziwiona i ujrzała idącego w jej kierunku Zabiniego. Wypuściła jedynie powietrze z bezsilności i oparła się o stary mur, przykładając dłoń do czoła.
- Czego chcesz? - spytała rozpaczliwym głosem.
- Wszystko w porządku?
Spojrzała się na niego, niedowierzając. Stał naprzeciw niej, mnąc w dłoniach teczkę. Miał przekrzywioną głowę i przypatrywał się jej badawczo.
- Zabini, powiedz mi, czego ty ode mnie chcesz? Nie chce mi się zwyczajnie wierzyć w to, że nagle tak bardzo interesuje cię moje zdrowie - wyrzuciła z siebie. Patrzyła na niego dużymi brązowymi tęczówkami, które błyszczały się od zbierających się łez.
- Cóż, chyba masz rację. Nie powinienem cię zatrzymywać, to nie moja sprawa - odparł już bez uśmiechu na twarzy i odwrócił się, aby odejść. Hermiona poczuła się już drugi raz dzisiejszego dnia podle przez Ślizgona. Zagryzła mocno wargi, ale jej ogromne serce nie pozwoliło nie zareagować.
- Blaise, poczekaj - powiedziała tak, żeby usłyszał. Chłopak odwrócił się zaciekawiony, ale nie ruszył się z miejsca.
- Przepraszam, nie powinnam być taka oschła. Po prostu dziwi mnie twoje zachowanie, nie wiem, jak mam się w tej sytuacji zachować - westchnęła i otrzepała spódnicę od tynku. Podeszła kawałek bliżej i oburącz złapała torebkę.
- Nie szkodzi, rozumiem cię. Chciałbym po prostu żebyś wiedziała, że nie mam złych zamiarów - posłał jej delikatny, ledwo widoczny uśmiech, który sprawił, że już w ogóle miała mętlik w głowie.
- Już teraz to rozumiem - odparła po chwili.
- Idę do środka - wskazał głową na teczkę.
- Tak, idź - powiedziała Miona i również delikatnie się uśmiechnęła.
- Hermiono, nie odpowiedziałaś mi na jedno pytanie - zauważył Blaise, gdy już miała odchodzić.
- Na jakie? - zdziwiła się.
- Będziesz na odbudowie Hogwartu? - Zmarszczyła brwi, patrząc mu w oczy, ale nie dostrzegła tam niczego, co by ją mogło zaniepokoić.
- Będę - westchnęła w końcu, po krótkiej wewnętrznej walce.
- To do zobaczenia - odparł i odszedł wreszcie do czerwonej budki. Granger stała jeszcze chwilę w miejscu, aż w końcu, kręcąc głową, teleportowała się do domu.
- Wyluzuj się, Draco - szepnął Teodor i skinął w jego kierunku głową. Blondyn spojrzał na niego wściekły, ale powstrzymał się od wypowiedzenia czegoś złośliwego. Gdy wreszcie udało im się dowiedzieć, gdzie znajduje się gabinet pośrednictwa pracy, ruszyli w tamtym kierunku. Blaise idący na samym początku nagle klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Jego przyjaciele spojrzeli na siebie zdziwieni.
- Witaj, Hermiono - powiedział ciemnoskóry, gdy znaleźli się tuż pod gabinetem. Teodorowi opadła szczęka, gdy usłyszał słowa przyjaciela, ponieważ nic nie wiedział o ich wspólnym wypadzie do Wiltshire. Malfoy natomiast wciągnął głęboko powietrze i odwrócił się plecami, aby zaraz nie wybuchnąć. Sam nie rozumiał swojego zachowania, ale gdy tylko zobaczył grzecznie siedzącą Gryfonkę, poczuł złość.
- E.... hej? - odparła zdziwiona Hermiona i poprawiła się na krześle. Zabini uradowany usiadł obok i spojrzał na dziewczynę.
- Rozumiem, że ty również starasz się o pracę?
- A ja nie rozumiem, co cię to interesuje, Zabini - powiedziała, marszcząc brwi. Ciemnoskóry chciał coś odpowiedzieć, ale szybko zamknął usta, wywołując tym samym chichot Teodora.
- Cóż, widzę że ty w dalszym ciągu jesteś nastawiona antyślizgońsko.
- A czego oczekiwałeś? Że nagle stanę się waszą najlepszą przyjaciółką, bo raz wam odbiło i zabraliście nas na wycieczkę?
- Wycieczkę? - Zdziwił się Nott, patrząc to na blondyna, to na ciemnoskórego, lecz żaden z nich nie kwapił się do wytłumaczenia, o co chodzi.
- Nawet bym tego nie chciał, Granger. Jednak myślałem, że może nasze stosunki ulegną jakiejś zmianie.
- Oh, teraz już Granger? Cóż, przykro mi, ale my nie mamy ze sobą żadnych stosunków - warknęła poirytowana i ponownie poprawiła się na krześle, unosząc dumnie głowę.
- Mylisz się, moja Gryfoneczko, mamy i to dużo - zaśmiał się, na co blondyn jedynie uderzył się w głowę teczką z CV. Teodor w dalszym ciągu stał zdezorientowany i przyglądał się tej dziwacznej scenie.
- Nie, Zabini, i łaskawie proszę, daj mi święty spokój.
- Nie sądzę. Wybierasz się może na odbudowę Hogwartu? - spytał z ciekawością w głosie. Gryfonka spojrzała na niego podejrzliwie, ale w głębi duszy była zaskoczona tym pytaniem. Była święcie przekonana, że McGonagall nie zaprosiła do udziału Ślizgonów.
- A skąd o tym wiesz?
- Tak się składa, że o mnie również w tej starej, dobrej szkole pamiętają.
- Ciekawe w jakim świetle - odpowiedziała opryskliwie, ale zaraz tego pożałowała. Malfoy stojący cały czas tyłem, odwrócił się nagle i zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, a Zabiniemu zszedł uśmiech z twarzy. Nie rozumiała tego uczucia, że zrobiła coś złego, skoro wreszcie dopiekła Ślizgonom i powinna być z tego powodu dumna.
- Panna Hermiona Granger? - Wysoki, kobiecy głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak, to ja.
- Zapraszam do środka - powiedziała i odsunęła się, aby umożliwić przejście. Gryfonka usiadła grzecznie na krześle i wyjęła z teczki CV, układając je równo tuż przed kobietą. Mimo że z całych sił próbowała się skupić, sytuacja sprzed kilku minut tak ją zmieszała, że nie potrafiła myśleć o niczym innym. Kątem oka zauważyła, że brunetka przegląda jej życiorys, co dla Hermiony było bardzo stresujące. Mimo że mogła się poszczycić najlepszymi wynikami, wiedziała, że jej CV było niepełne.
- Nie zdawała pani owutemów?
- Nie. Zaznaczyłam to w punkcie o ukończeniu szkoły, mam zamiar podejść do egzaminów w czerwcu przyszłego roku.
- A czemu nie w tym roku? - zapytała zupełnie naturalnie i spojrzała na nią z uwagą. Granger zamrugała kilkakrotnie i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Nie miałam możliwości, szkoła została zburzona - wydukała.
- Ach, tak - zacmokała brunetka i odłożyła kartki. Splotła dłonie i położyła je na biurku.
- Dobrze, panno Granger. A więc chciałaby pani dostać pracę w Ministerstwie, ale nie ma pani do tego żadnych predyspozycji.
- Słucham? - Hermiona patrzyła oniemiała na kobietę, która uśmiechała się jakby z cieniem drwiny.
- Rozumiem, że jest pani bardzo mądrą i dokładną czarownicą, w końcu wyniki z poprzednich egzaminów mówią same za siebie. Jednak nasze procedury mówią jasno o tym, że nie mamy prawa przyjmować do egzaminu wewnętrznego nikogo, kto nie dostał wystarczającej liczby punktów z testów szkolnych. Ja rozumiem, że pani miała teraz ciężką sytuację, ale muszę panią uświadomić, że popularność i sława nie otworzą pani furtki w każdej dziedzinie życia, a tym bardziej do pracy na tak poważne stanowisko. - Na koniec uśmiechnęła się niby pocieszająco, jednak Gryfonka słyszała satysfakcję w jej głosie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wciąż ma otwartą buzię, dlatego szybko ją zamknęła. Oderwała wreszcie wzrok od brunetki i spojrzała na dłonie, które miała zaciśnięte w pięści tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. Wciągnęła głośno powietrze i uśmiechnęła się najbardziej sztucznie, jak tylko mogła.
- Dziękuję za bardzo profesjonalne potraktowanie. Myślałam, że w tak poważnej instytucji będą pracowały osoby, które są kompetentne i mają chociaż trochę oleju w głowie. Ewidentnie się przeliczyłam. - Ostatnie słowo wypowiedziała z odrazą. Brunetka starała się nie okazać gniewu, dlatego w dalszym ciągu uśmiechała się drwiąco. Hermiona była już tak zdenerwowana, że wstała, przewracając krzesło i szybkim krokiem wyszła z hukiem z gabinetu. Stojący pod drzwiami Teodor odskoczył wystraszony na bok, a Granger omiotła ich spojrzeniem. Nie mogąc dłużej utrzymać gniewu na wodzy, puściła się biegiem wzdłuż korytarza.
- Chyba jej nie przyjęli - prychnął blondyn. Blaise i Nott spojrzeli po sobie zdziwieni, ale nie skomentowali sytuacji. Hermiona natomiast wpadła do windy i dopiero wtedy poczuła gorące łzy na policzkach. W jej głowie odbywała się właśnie gonitwa myśli. Nie mogła zrzucić na nikogo tego, że została tak potraktowana, ponieważ w tej sytuacji nikt nie był winny. Gdy wysiadła na parterze, nie przejmowała się swoim wyglądem i zaczerwienionymi oczami. Na ulice Londynu wyszła z czerwonej budki i znajdując ciemny zaułek, wyjęła chusteczki. Powoli wytarła twarz i oczy, po czym wydmuchała nos i wyrzuciła śmieci. Wzięła głęboki wdech i już chciała się teleportować, kiedy usłyszała za sobą głos.
- Hej, zaczekaj! - Odwróciła się zdziwiona i ujrzała idącego w jej kierunku Zabiniego. Wypuściła jedynie powietrze z bezsilności i oparła się o stary mur, przykładając dłoń do czoła.
- Czego chcesz? - spytała rozpaczliwym głosem.
- Wszystko w porządku?
Spojrzała się na niego, niedowierzając. Stał naprzeciw niej, mnąc w dłoniach teczkę. Miał przekrzywioną głowę i przypatrywał się jej badawczo.
- Zabini, powiedz mi, czego ty ode mnie chcesz? Nie chce mi się zwyczajnie wierzyć w to, że nagle tak bardzo interesuje cię moje zdrowie - wyrzuciła z siebie. Patrzyła na niego dużymi brązowymi tęczówkami, które błyszczały się od zbierających się łez.
- Cóż, chyba masz rację. Nie powinienem cię zatrzymywać, to nie moja sprawa - odparł już bez uśmiechu na twarzy i odwrócił się, aby odejść. Hermiona poczuła się już drugi raz dzisiejszego dnia podle przez Ślizgona. Zagryzła mocno wargi, ale jej ogromne serce nie pozwoliło nie zareagować.
- Blaise, poczekaj - powiedziała tak, żeby usłyszał. Chłopak odwrócił się zaciekawiony, ale nie ruszył się z miejsca.
- Przepraszam, nie powinnam być taka oschła. Po prostu dziwi mnie twoje zachowanie, nie wiem, jak mam się w tej sytuacji zachować - westchnęła i otrzepała spódnicę od tynku. Podeszła kawałek bliżej i oburącz złapała torebkę.
- Nie szkodzi, rozumiem cię. Chciałbym po prostu żebyś wiedziała, że nie mam złych zamiarów - posłał jej delikatny, ledwo widoczny uśmiech, który sprawił, że już w ogóle miała mętlik w głowie.
- Już teraz to rozumiem - odparła po chwili.
- Idę do środka - wskazał głową na teczkę.
- Tak, idź - powiedziała Miona i również delikatnie się uśmiechnęła.
- Hermiono, nie odpowiedziałaś mi na jedno pytanie - zauważył Blaise, gdy już miała odchodzić.
- Na jakie? - zdziwiła się.
- Będziesz na odbudowie Hogwartu? - Zmarszczyła brwi, patrząc mu w oczy, ale nie dostrzegła tam niczego, co by ją mogło zaniepokoić.
- Będę - westchnęła w końcu, po krótkiej wewnętrznej walce.
- To do zobaczenia - odparł i odszedł wreszcie do czerwonej budki. Granger stała jeszcze chwilę w miejscu, aż w końcu, kręcąc głową, teleportowała się do domu.
~*~*~
Ginny siedziała w swoim pokoju na
oknie i patrzyła zamyślona w przestrzeń. W jednej dłoni trzymała ołówek, a w
drugiej sporej wielkości zeszyt z czystymi kartkami. Opierała głowę o framugę i
myślała o wydarzeniach z poprzednich dni. Wycieczka ze Ślizgonami dała jej
wiele do myślenia. Nigdy im nie ufała, nigdy nie była po ich stronie, ponieważ
zawsze wyśmiewali ją, jej rodzinę i jej przyjaciół. Była rozdarta, ponieważ z
jednej strony oszukała najbliższych a z drugiej, Ślizgonów. Równie dobrze mogła
nie wsiadać i nie dawać im złudnych nadziei na jakikolwiek rozejm. Ale czy oni
w ogóle o tym myśleli?
Prychnęła pod nosem. Była osobą, która potrzebowała sporo czasu na zbudowanie zaufania. Jej dusza i serce wielokrotnie zostały wystawione na ogromne próby, wiele razy zawiodła się na życiu i ludziach. Sama nie rozumiała, czemu tak bardzo przejmuje się relacjami ze Ślizgonami, skoro dla nich prawdopodobnie był to kolejny świetny dowcip albo powód do nabijania się. Prawdopodobnie nigdy więcej nie będą mieli sposobności ze sobą rozmawiać, więc jej obawy były bezpodstawne. A jednak w dalszym ciągu miała przed oczami to badawcze spojrzenie Malfoya, roześmiany głos Zabiniego i widok pięknych skał. Nagle z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Szybko zamknęła zeszyt i zeskoczyła z parapetu, aby schować go głęboko do szuflady, po czym powiedziała ciche "proszę". Do pokoju zajrzał Harry.
- Hej, co robisz? - spytał, stojąc w drzwiach. Rudowłosa wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- Jak na razie to nic.
- Może się przejdziemy?
- Z przyjemnością - odparła i razem zeszli po schodach, a potem wyszli na dwór. Był jeden z cieplejszych wieczorów, dlatego ruda nie wzięła żadnego sweterka. Szli przez chwilę w milczeniu.
- Ginny, co jest teraz między nami? - zapytał w końcu Harry, po czym stanął i przyjrzał się uważnie towarzyszce. Weasley wyczuła jego zdenerwowanie, ale wcale się mu nie dziwiła. Ona sama od dłuższego czasu się nad tym zastanawiała. Ich relacje po wojnie były dosyć skomplikowane. Nie wiedziała, czy byli parą, czy nie. Gdy Harry razem z Ronem i Hermioną wyjechał do Australii, mieli małą przerwę, a po powrocie żadne nie potrafiło się przemóc i przełamać tej bariery, która między nimi powstała. Ginny od dłuższego czasu zbierała się do tej rozmowy, ale ostatnio częściej myślała o wyprawie ze Ślizgonami niż o Harry'm, przez co teraz było jej strasznie głupio.
- Sama nie wiem - westchnęła wreszcie, jeszcze bardziej wprawiając w zakłopotanie Pottera.
- To wszystko stało się takie dziwne po naszym wyjeździe - mruknął - wiesz, że nigdy nie byłem dobrym mówcą.
- Tak, to prawda - zachichotała, tym samym rozluźniając się trochę.
- Chciałbym żebyś wiedziała, że nic się nie zmieniło w stosunku twoim do mnie - powiedział szybko. Ginny popatrzyła na niego dziwnie i przekrzywiła głowę.
- Em....Tak, to prawda, w moim stosunku do ciebie nic się nie zmieniło - odparła chichocząc. Harry dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli, a z zażenowania na policzkach wykwitły mu rumieńce.
- No właśnie, w moim do ciebie też nie - powiedział, chrząkając. Ginny kiwnęła głową, w dalszym ciągu się uśmiechając.
- To jest dla mnie bardzo trudne, ale chcę żebyś o tym wiedziała i pamiętała, że zawsze było mi ciężko zbierać się do takich wyznań...- Jego głos był bardzo niepewny, a Weasley robiło się coraz cieplej. - Ja naprawdę cię kocham, Ginn. - Nic więcej jej nie było trzeba, gdy spojrzała w jego zielone tęczówki i ujrzała w nich szczerość. Rzuciła się mu na szyję i szepnęła do ucha:
- Ja ciebie też, Harry. - Już żadne z nich nic nie odpowiedziało, tylko przytulali się mocno, czerpiąc z tej chwili jak najwięcej.
Prychnęła pod nosem. Była osobą, która potrzebowała sporo czasu na zbudowanie zaufania. Jej dusza i serce wielokrotnie zostały wystawione na ogromne próby, wiele razy zawiodła się na życiu i ludziach. Sama nie rozumiała, czemu tak bardzo przejmuje się relacjami ze Ślizgonami, skoro dla nich prawdopodobnie był to kolejny świetny dowcip albo powód do nabijania się. Prawdopodobnie nigdy więcej nie będą mieli sposobności ze sobą rozmawiać, więc jej obawy były bezpodstawne. A jednak w dalszym ciągu miała przed oczami to badawcze spojrzenie Malfoya, roześmiany głos Zabiniego i widok pięknych skał. Nagle z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Szybko zamknęła zeszyt i zeskoczyła z parapetu, aby schować go głęboko do szuflady, po czym powiedziała ciche "proszę". Do pokoju zajrzał Harry.
- Hej, co robisz? - spytał, stojąc w drzwiach. Rudowłosa wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- Jak na razie to nic.
- Może się przejdziemy?
- Z przyjemnością - odparła i razem zeszli po schodach, a potem wyszli na dwór. Był jeden z cieplejszych wieczorów, dlatego ruda nie wzięła żadnego sweterka. Szli przez chwilę w milczeniu.
- Ginny, co jest teraz między nami? - zapytał w końcu Harry, po czym stanął i przyjrzał się uważnie towarzyszce. Weasley wyczuła jego zdenerwowanie, ale wcale się mu nie dziwiła. Ona sama od dłuższego czasu się nad tym zastanawiała. Ich relacje po wojnie były dosyć skomplikowane. Nie wiedziała, czy byli parą, czy nie. Gdy Harry razem z Ronem i Hermioną wyjechał do Australii, mieli małą przerwę, a po powrocie żadne nie potrafiło się przemóc i przełamać tej bariery, która między nimi powstała. Ginny od dłuższego czasu zbierała się do tej rozmowy, ale ostatnio częściej myślała o wyprawie ze Ślizgonami niż o Harry'm, przez co teraz było jej strasznie głupio.
- Sama nie wiem - westchnęła wreszcie, jeszcze bardziej wprawiając w zakłopotanie Pottera.
- To wszystko stało się takie dziwne po naszym wyjeździe - mruknął - wiesz, że nigdy nie byłem dobrym mówcą.
- Tak, to prawda - zachichotała, tym samym rozluźniając się trochę.
- Chciałbym żebyś wiedziała, że nic się nie zmieniło w stosunku twoim do mnie - powiedział szybko. Ginny popatrzyła na niego dziwnie i przekrzywiła głowę.
- Em....Tak, to prawda, w moim stosunku do ciebie nic się nie zmieniło - odparła chichocząc. Harry dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli, a z zażenowania na policzkach wykwitły mu rumieńce.
- No właśnie, w moim do ciebie też nie - powiedział, chrząkając. Ginny kiwnęła głową, w dalszym ciągu się uśmiechając.
- To jest dla mnie bardzo trudne, ale chcę żebyś o tym wiedziała i pamiętała, że zawsze było mi ciężko zbierać się do takich wyznań...- Jego głos był bardzo niepewny, a Weasley robiło się coraz cieplej. - Ja naprawdę cię kocham, Ginn. - Nic więcej jej nie było trzeba, gdy spojrzała w jego zielone tęczówki i ujrzała w nich szczerość. Rzuciła się mu na szyję i szepnęła do ucha:
- Ja ciebie też, Harry. - Już żadne z nich nic nie odpowiedziało, tylko przytulali się mocno, czerpiąc z tej chwili jak najwięcej.
~*~*~
W końcu nastał poniedziałek,
wyczekiwany przez wszystkich dzień. Hermiona przyjechała do Nory już w weekend
i razem z przyjaciółmi przygotowywali się do wyjazdu do Hogwartu. Cała rodzina
chodziła podekscytowana, ponieważ wszyscy dostali zawiadomienie od McGonagall o
rozpoczęciu odbudowy.
Granger wraz z przyjaciółmi siedziała już w salonie czekając, aż Molly zapakuje ostatnie rzeczy. Podczas pobytu tutaj Hermiona opowiedziała znajomym o wydarzeniach w Ministerstwie. Nie byli zadowoleni z zachowania pracownicy, ale w gruncie rzeczy nie mogli nic z tym zrobić, w końcu takie były procedury.
- Gotowe! - zawołała pani Weasley i zjawiła się w pokoju.
- To ruszajmy, z pewnością już czekają - powiedział Artur i wszyscy ustawili się w kółku, a w środku stały bagaże. Hermiona machnęła na nie, a po chwili zniknęły, tym samym materializując się w Hogwarcie. Molly zamknęła dom za pomocą jednego zaklęcia.
- W takim razie po kolei. Hermiono, ty pierwsza - zarządził Artur. Gryfonka skinęła głową i mocno skupiła się na Hogsmeade, a po chwili poczuła mocne szarpnięcie i już była na miejscu. Stanęła przed ogromną bramą, która była zamknięta i prowadziła na terytorium zamku. Obok niej po kolei pojawiali się Harry, Ron, Ginny, Fred, George, Angelina, Charlie, Fleur, Molly i Artur.
- Expecto Patronum - szepnął Wybraniec, a z jego różdżki wystrzelił strumień niebieskiego światła, który przemienił się w jelenia. - Powiadom profesor McGonagall o naszym przybyciu - powiedział do patronusa, który po chwili zniknął za bramą.
- Wy też czujecie takie dziwne mrowienie w brzuchu? - spytał Ron, słabym głosem.
- To zdenerwowanie - odparła Hermiona - myślę, że wszyscy to czują, w końcu to jak rozdrapywanie starych ran - dodała. Ginny podeszła do Harry'ego, który objął ją mocno ramieniem. Po minucie brama otworzyła się szeroko, zwalniając bariery ochronne i ukazując dyrektor szkoły w długiej, ciemnozielonej szacie, ciasno spiętych siwych włosach i o dziwo z uśmiechem na twarzy.
- Minerwo - powiedziała Molly, podchodząc do niej i ściskając się na powitanie.
- Witajcie, kochani, jest mi ogromnie miło, że zgodziliście się pomóc.
- Jakże moglibyśmy to przegapić - powiedział Harry, a McGonagall poklepała go po ramieniu. Gdy znaleźli się już przed głównym wejściem, a raczej tym, co z niego zostało, zrzedły im miny. Tu, gdzie zawsze stał piękny, okazały zamek, nie było praktycznie nic. Wszędzie leżały gruzy, rozbite szyby, stare meble, książki. Z ruin, które zostały po wojnie i które ostatni raz widzieli uczniowie, nie pozostało praktycznie nic.
- Co się stało? - spytała Hermiona, nie mogąc uwierzyć w pustkę, która ją otaczała.
- Musieliśmy zniszczyć resztę murów, ponieważ każda próba postawienia nowej ściany na starych kończyła się zawaleniem - odparła smutno Minerwa.
- Nie ma co, moi drodzy, zabieramy się do pracy - zarządziła Molly. Hermiona dopiero teraz zauważyła ilu ludzi zebrało się tutaj, aby pomóc. Rozpoznawała znajome twarze, widziała swoich przyjaciół, postanowiła przywitać się z nimi, gdy tylko dostanie jakiś przydział. Po kolei Minerwa wyznaczała wszystkim zadania.
- Harry, Ron i Charlie, prosiłabym was, abyście pomogli mnie i profesorowi Slughornowi odbudować wieżę Gryffindoru, wieżę Astronomiczną i Wielką Salę. - Chłopcy skinęli głowami i wzięli od dyrektorki plan Hogwartu, który był tak zagmatwany, że nikt nie mógł się w nim połapać.
- Ginny ty wraz z Molly, Felur i Angeliną pomożecie odbudować dziedziniec, wejście główne i cały parter, natomiast Artur, ciebie proszę o pomoc profesorowi Flitwickowi i profesor Sprout w części południowej. Fred i George, wy przejdźcie do profesor Trelawney, ona wam powie, co macie robić. - Bliźniacy z pomrukiem odeszli w stronę starej nauczycielki, podobnie jak reszta osób. Minerwa podeszła do Hermiony i spojrzała na nią badawczo.
- Do ciebie mam szczególną prośbę, Hermiono.
- Jaką, pani profesor? - spytała cierpliwie.
- Chciałabym, żebyś pomogła pani Pince w odnalezieniu, uporządkowaniu i wyczyszczeniu książek. Ma cały spis, ale sama nie jest w stanie tego zrobić, a Ty znacz bibliotekę prawie tak dobrze, jak ona. - Hermiona ucieszyła się z tej propozycji, nic nie mogło być tak bardzo pocieszającego, jak spędzenie całego dnia z książkami o przeróżnych, nawet mrocznych, wnętrzach.
- Bardzo się cieszę, że mogę się tym zająć - odparła.
- Tak też myślałam. Ale to nie wszystko - westchnęła i odeszły jeszcze kawałek dalej. Hermiona w dalszym ciągu oczekiwała na jakąś odpowiedź, ale dyrektorka zdawała się przez chwilę nieobecna, jakby nad czymś się bardzo mocno zastanawiała.
- Podjęłam pewną bardzo ważną decyzję - wyznała wreszcie. - Jeszcze do końca nie jestem co do niej przekonana, ale słowo się rzekło, a ja tego słowa dotrzymuję.
- Co ma pani na myśli?
- Jesteś niezwykle cierpliwą i wyrozumiałą osobą. Wiem, że możesz być na mnie z tego powodu zła, ale nie zmienię swojej decyzji, ponieważ wiem, że jesteś jedyną osobą, która może podjąć się tego zadania - powiedziała z niezwykłą delikatnością w głosie. Granger zmarszczyła brwi, a jej ciekawość wzrastała z każdym kolejnym słowem.
- Proszę mi powiedzieć, co to za sprawa?
- Chciałabym żebyś, może nie tyle co zaopiekowała się, bo przecież to nie są już dzieci, ale pokazała im, że to, co było podczas wojny, już nie istnieje.
- Kogo ma pani na myśli? - Hermionie zaczęło bić szybciej serce.
- Garstkę Ślizgonów, która zjawi się dzisiejszego dnia. - Gryfonka spodziewała się takiej odpowiedzi. Odwróciła się na chwilę, wciągając głośno powietrze i ukryła twarz w dłoniach, kręcąc głową.
- Pani profesor, ja nie dam rady, wie pani, jakie mamy stosunki, to jest absurdalne...
- Nie znam bardziej wyrozumiałej osoby niż ty. Ja wiem, że wcale nie darzysz ich nienawiścią, Hermiono - błękitne tęczówki nauczycielki sprawiły, że Granger spuściła głowę. Gryzła się z własnymi myślami, ale to co powiedziała McGonagall, było prawdą. Już dawno przebaczyła Malfoyowi to, co było między nimi. Nigdy nie doświadczyła większych przykrości od Zabiniego, jednak inni zawsze byli w stosunku do niej wrogo nastawieni. Gdzieś w głębi duszy Gryfonki kryły się ogromne rany, które zawsze bolały i krwawiły tak samo mocno, mimo że nauczyła się z tym bólem żyć. Dochodziła jeszcze kwestia ich przynależności do śmierciożerstwa. To był naprawdę ciężki orzech do zgryzienia.
- Nie mogę pani obiecać, że cokolwiek z tego wyjdzie. Myślę, że nie przekonam się do nich, ani oni do mnie. To jest zbyt trudne, tym bardziej, że każdy z nas ma swoje podejście.
- Hermiono, nie patrz proszę na to, co się działo podczas wojny. Uwierz mi, że gdyby to ode mnie zależało, Slytherin już by nie istniał w Hogwarcie. Ale to jest tradycja, a ja muszę ją uszanować. Gdybym była zdania, że ci panowie nie mają prawa zjawić się tutaj, nie proponowałabym im tego. Ale ty, moja droga, jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, wojna i Voldemort wpłynęły na każdego inaczej.
- Nie próbuje mi pani powiedzieć teraz, że oni również są dobrzy i mają dobre serce - prychnęła brązowowłosa. Minerwa uśmiechnęła się sztywno.
- Miałam nadzieję, że chociaż ty zrozumiałaś to, co ja, Hermiono. Nie proszę cię o przyjaźń z nimi, ale o tolerancję.
- Proszę powiedzieć to im najpierw - odparła, wzdychając.
- Już z nimi rozmawiałam. - Hermiona spojrzała na nią zdziwiona, ale nic nie odpowiedziała. Skinęła jedynie głową i już miała odejść, kiedy Minerwa ją zatrzymała.
- Dziękuję.
- Nic pani nie obiecuję, pani profesor - odpowiedziała i z bladym uśmiechem ruszyła według mapy w stronę części wschodniej, gdzie kiedyś znajdowała się biblioteka. Radość ze spędzenia tutaj kolejnych miesięcy już nie była tak bardzo znacząca.
Granger wraz z przyjaciółmi siedziała już w salonie czekając, aż Molly zapakuje ostatnie rzeczy. Podczas pobytu tutaj Hermiona opowiedziała znajomym o wydarzeniach w Ministerstwie. Nie byli zadowoleni z zachowania pracownicy, ale w gruncie rzeczy nie mogli nic z tym zrobić, w końcu takie były procedury.
- Gotowe! - zawołała pani Weasley i zjawiła się w pokoju.
- To ruszajmy, z pewnością już czekają - powiedział Artur i wszyscy ustawili się w kółku, a w środku stały bagaże. Hermiona machnęła na nie, a po chwili zniknęły, tym samym materializując się w Hogwarcie. Molly zamknęła dom za pomocą jednego zaklęcia.
- W takim razie po kolei. Hermiono, ty pierwsza - zarządził Artur. Gryfonka skinęła głową i mocno skupiła się na Hogsmeade, a po chwili poczuła mocne szarpnięcie i już była na miejscu. Stanęła przed ogromną bramą, która była zamknięta i prowadziła na terytorium zamku. Obok niej po kolei pojawiali się Harry, Ron, Ginny, Fred, George, Angelina, Charlie, Fleur, Molly i Artur.
- Expecto Patronum - szepnął Wybraniec, a z jego różdżki wystrzelił strumień niebieskiego światła, który przemienił się w jelenia. - Powiadom profesor McGonagall o naszym przybyciu - powiedział do patronusa, który po chwili zniknął za bramą.
- Wy też czujecie takie dziwne mrowienie w brzuchu? - spytał Ron, słabym głosem.
- To zdenerwowanie - odparła Hermiona - myślę, że wszyscy to czują, w końcu to jak rozdrapywanie starych ran - dodała. Ginny podeszła do Harry'ego, który objął ją mocno ramieniem. Po minucie brama otworzyła się szeroko, zwalniając bariery ochronne i ukazując dyrektor szkoły w długiej, ciemnozielonej szacie, ciasno spiętych siwych włosach i o dziwo z uśmiechem na twarzy.
- Minerwo - powiedziała Molly, podchodząc do niej i ściskając się na powitanie.
- Witajcie, kochani, jest mi ogromnie miło, że zgodziliście się pomóc.
- Jakże moglibyśmy to przegapić - powiedział Harry, a McGonagall poklepała go po ramieniu. Gdy znaleźli się już przed głównym wejściem, a raczej tym, co z niego zostało, zrzedły im miny. Tu, gdzie zawsze stał piękny, okazały zamek, nie było praktycznie nic. Wszędzie leżały gruzy, rozbite szyby, stare meble, książki. Z ruin, które zostały po wojnie i które ostatni raz widzieli uczniowie, nie pozostało praktycznie nic.
- Co się stało? - spytała Hermiona, nie mogąc uwierzyć w pustkę, która ją otaczała.
- Musieliśmy zniszczyć resztę murów, ponieważ każda próba postawienia nowej ściany na starych kończyła się zawaleniem - odparła smutno Minerwa.
- Nie ma co, moi drodzy, zabieramy się do pracy - zarządziła Molly. Hermiona dopiero teraz zauważyła ilu ludzi zebrało się tutaj, aby pomóc. Rozpoznawała znajome twarze, widziała swoich przyjaciół, postanowiła przywitać się z nimi, gdy tylko dostanie jakiś przydział. Po kolei Minerwa wyznaczała wszystkim zadania.
- Harry, Ron i Charlie, prosiłabym was, abyście pomogli mnie i profesorowi Slughornowi odbudować wieżę Gryffindoru, wieżę Astronomiczną i Wielką Salę. - Chłopcy skinęli głowami i wzięli od dyrektorki plan Hogwartu, który był tak zagmatwany, że nikt nie mógł się w nim połapać.
- Ginny ty wraz z Molly, Felur i Angeliną pomożecie odbudować dziedziniec, wejście główne i cały parter, natomiast Artur, ciebie proszę o pomoc profesorowi Flitwickowi i profesor Sprout w części południowej. Fred i George, wy przejdźcie do profesor Trelawney, ona wam powie, co macie robić. - Bliźniacy z pomrukiem odeszli w stronę starej nauczycielki, podobnie jak reszta osób. Minerwa podeszła do Hermiony i spojrzała na nią badawczo.
- Do ciebie mam szczególną prośbę, Hermiono.
- Jaką, pani profesor? - spytała cierpliwie.
- Chciałabym, żebyś pomogła pani Pince w odnalezieniu, uporządkowaniu i wyczyszczeniu książek. Ma cały spis, ale sama nie jest w stanie tego zrobić, a Ty znacz bibliotekę prawie tak dobrze, jak ona. - Hermiona ucieszyła się z tej propozycji, nic nie mogło być tak bardzo pocieszającego, jak spędzenie całego dnia z książkami o przeróżnych, nawet mrocznych, wnętrzach.
- Bardzo się cieszę, że mogę się tym zająć - odparła.
- Tak też myślałam. Ale to nie wszystko - westchnęła i odeszły jeszcze kawałek dalej. Hermiona w dalszym ciągu oczekiwała na jakąś odpowiedź, ale dyrektorka zdawała się przez chwilę nieobecna, jakby nad czymś się bardzo mocno zastanawiała.
- Podjęłam pewną bardzo ważną decyzję - wyznała wreszcie. - Jeszcze do końca nie jestem co do niej przekonana, ale słowo się rzekło, a ja tego słowa dotrzymuję.
- Co ma pani na myśli?
- Jesteś niezwykle cierpliwą i wyrozumiałą osobą. Wiem, że możesz być na mnie z tego powodu zła, ale nie zmienię swojej decyzji, ponieważ wiem, że jesteś jedyną osobą, która może podjąć się tego zadania - powiedziała z niezwykłą delikatnością w głosie. Granger zmarszczyła brwi, a jej ciekawość wzrastała z każdym kolejnym słowem.
- Proszę mi powiedzieć, co to za sprawa?
- Chciałabym żebyś, może nie tyle co zaopiekowała się, bo przecież to nie są już dzieci, ale pokazała im, że to, co było podczas wojny, już nie istnieje.
- Kogo ma pani na myśli? - Hermionie zaczęło bić szybciej serce.
- Garstkę Ślizgonów, która zjawi się dzisiejszego dnia. - Gryfonka spodziewała się takiej odpowiedzi. Odwróciła się na chwilę, wciągając głośno powietrze i ukryła twarz w dłoniach, kręcąc głową.
- Pani profesor, ja nie dam rady, wie pani, jakie mamy stosunki, to jest absurdalne...
- Nie znam bardziej wyrozumiałej osoby niż ty. Ja wiem, że wcale nie darzysz ich nienawiścią, Hermiono - błękitne tęczówki nauczycielki sprawiły, że Granger spuściła głowę. Gryzła się z własnymi myślami, ale to co powiedziała McGonagall, było prawdą. Już dawno przebaczyła Malfoyowi to, co było między nimi. Nigdy nie doświadczyła większych przykrości od Zabiniego, jednak inni zawsze byli w stosunku do niej wrogo nastawieni. Gdzieś w głębi duszy Gryfonki kryły się ogromne rany, które zawsze bolały i krwawiły tak samo mocno, mimo że nauczyła się z tym bólem żyć. Dochodziła jeszcze kwestia ich przynależności do śmierciożerstwa. To był naprawdę ciężki orzech do zgryzienia.
- Nie mogę pani obiecać, że cokolwiek z tego wyjdzie. Myślę, że nie przekonam się do nich, ani oni do mnie. To jest zbyt trudne, tym bardziej, że każdy z nas ma swoje podejście.
- Hermiono, nie patrz proszę na to, co się działo podczas wojny. Uwierz mi, że gdyby to ode mnie zależało, Slytherin już by nie istniał w Hogwarcie. Ale to jest tradycja, a ja muszę ją uszanować. Gdybym była zdania, że ci panowie nie mają prawa zjawić się tutaj, nie proponowałabym im tego. Ale ty, moja droga, jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, wojna i Voldemort wpłynęły na każdego inaczej.
- Nie próbuje mi pani powiedzieć teraz, że oni również są dobrzy i mają dobre serce - prychnęła brązowowłosa. Minerwa uśmiechnęła się sztywno.
- Miałam nadzieję, że chociaż ty zrozumiałaś to, co ja, Hermiono. Nie proszę cię o przyjaźń z nimi, ale o tolerancję.
- Proszę powiedzieć to im najpierw - odparła, wzdychając.
- Już z nimi rozmawiałam. - Hermiona spojrzała na nią zdziwiona, ale nic nie odpowiedziała. Skinęła jedynie głową i już miała odejść, kiedy Minerwa ją zatrzymała.
- Dziękuję.
- Nic pani nie obiecuję, pani profesor - odpowiedziała i z bladym uśmiechem ruszyła według mapy w stronę części wschodniej, gdzie kiedyś znajdowała się biblioteka. Radość ze spędzenia tutaj kolejnych miesięcy już nie była tak bardzo znacząca.
Warto czekać na Ciebie nawet miesiącami, by później przeczytać kilka stron, które wyjdą spod Twojego pióra. :)
OdpowiedzUsuńNa wstępie powiem, że jak zwykle, bardzo mi się podobało.
Uwaga, CUKRZENIE ROZPOCZĘTE :D.
Podoba mi się zachowanie Blaisa, który podziękował Mionie za to, że Gryfonka jednak potrafi oddzielić swoją nienawiść do Malfoya i pomóc drugiemu człowiekowi. :)
Granger w Twoim wykonaniu jak zwykle mnie nie zawiodła. Te słowa o tym, że nigdy nie była zawistna, że zrozumiała ile jest warte ludzkie życie i, że wojna zmienia każdego pasują do niej jak ulał. :)
Jestem jednak zaskoczona zachowaniem kobiety z Ministerstwa, przypuszczam, że po wojnie Granger, Weasley i Potter dostaliby się wszędzie nawet z zamkniętymi oczami. Ale czuję, że masz w tym jakiś tajemniczy cel :P
No i ponownie Blaise, uwielbiam tego człowieka, choć ciekawią mnie jego intencje i to, jak go u siebie wykreujesz, bo to, że jest miły nie oznacza, że nie ma w tym ukrytego celu :P.
Cała scenka z ministerstwa przypadła mi do gustu, zaskoczenie Notta, Malfoy walący się teczką po głowie - perfekcja.
Granger, znowu prawdziwa w swoich wątpliwościach, mająca wyrzuty sumienia po oschłym potraktowaniu Ślizgonów, którzy są dla niej zupełnie inni.
I cała akcja z McGonagall, to oczywiste, że tylko Granger się do tego nadawała, bo kogo miała poprosić? Rona z jego temperamentem? :) Szykuje się niezła akcja:D
Cukrzenie stop.
Sorki, za chaotyczny komentarz :D
Buziaki :*
Siedzę sobie na wykładzie i czytam Twój rozdział... Bardzo się cieszę, że coś wstawiłaś, bo mnie tak porwał wir studenckiego życia, że nie mam czasu na nic.:D
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny. Jest Teoś, więc Karolinka jest bardzo zadowolona.:)
Blaise zachowuje się przyjacielsko i wiadomo, że robi to dla Draco, który najwyraźniej jeszcze nie ogarnął o co chodzi.;p
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
świetny rozdział :) jestem ciekawa jak im wyjdzie wspołpraca przy odbudowie zamku:) pozdrawiam i życzę czasu i weny :)
OdpowiedzUsuńhttp://slady-cieni-dramione.blogspot.com/ przy okazji zapraszam do mnie :)
Bardzo fajny rozdział i również się rozkręca powoli. Mam nadzieję, że już niedługo następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Kocham Dramione! Będę na pewno zaglądała w obawie o nowy rozdział :))
OdpowiedzUsuńZostawiam linka do moich wypocin
http://dramione-tylko-razem.blogspot.com/
Cudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKochana Wesołych pogodnych i radosnych Świąt ;))
OdpowiedzUsuńps. myślałam że komentowałam ten rozdział wybacz, ogólnie jest cudowny ale z chęcią dowiedziałabym się co dalej ;)
Hejka, kiedy kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuń