poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy


"Nieciekawa niespodzianka"





    - Hermiono sama słyszałaś, że w tej miejscowości ich nie znajdziemy - jęknął Ronald po raz dziesiąty dzisiejszego dnia. Panna Granger stanęła w miejscu i zacisnęła mocno dłonie w pięści. Odwróciła się gwałtownie z wściekłością wypisaną na twarzy i spojrzała gniewnie na swojego chłopaka. Harry stojący obok i popijający sok pomarańczowy powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem.
- Posłuchaj mnie, Ronaldzie. - Zaczęła, unosząc palec wskazujący. -  Będę chodziła dwadzieścia cztery godziny na dobę, jeśli jest taka potrzeba i nie interesuje mnie żadne zmęczenie. Jeśli masz zamiar mi tak marudzić, to już teraz zabieraj tyłek i zasuwaj do hotelu! - warknęła poirytowana i ręką wskazała kierunek. Rudzielec zdziwił się i otworzył usta. Zamrugał kilka razy, upewniając się, że Hermiona właśnie na niego nakrzyczała. Ale co on takiego zrobił? Przecież był tylko zmęczony, poza tym chodzenie w kółko, to według niego strata czasu, a na dodatek nie mieli żadnego tropu, czy śladu. Zamknął buzię i poczuł się nieswojo. 
- Ale...
- Świetnie, o wiele lepiej będzie mi się chodziło bez was. - Dodała.
- A co ja ci zrobiłem? - Zdziwił się Harry, a dziewczyna zmierzyła go ostrym spojrzeniem. 
- Marsz do hotelu, ale już! - Krzyknęła wytrącona z równowagi, ale chłopcom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Powoli wycofali się tyłem, aby później odwrócić się i szybkim marszem zniknąć za zakrętem. Hermiona poczuła palące łzy na policzkach i zdenerwowana usiadła na krawężniku chodnika, opierając się o palmę. Ona sama również była wykończona całodniowym chodzeniem i szukaniem rodziców, ale było to dla niej bardzo ważne. Teraz, gdy zapanował spokój, pragnęła zwrócić im pamięć i znowu cieszyć się ich miłością. Razem z Ronem i Harrym przyjechała do Australii dwa tygodnie temu. Z początku chłopcy traktowali to jako podróż życia, ale Ron niestety szybko się zmęczył. Potter starał się być wyrozumiały, pomagał i pocieszał. Sam wiele razy doświadczył bezinteresownej pomocy od Hermiony, więc teraz nie mógł jej tak po prostu zostawić. Ronaldowi jednak takie tłumaczenie nie pomogło, twierdził że jeżeli nie znaleźli państwa Grangerów do teraz, to nie znajdą w ogóle. Nie potrafił zrozumieć tego, jak ważne to było dla Gryfonki, ponieważ sam nigdy w życiu czegoś podobnego nie doświadczył.
            Brązowowłosa wytarła mokre od łez policzki i splotła na nowo rozmierzwionego warkocza. Mimo że zbliżał się powoli wieczór, ruszyła dalej przed siebie, wypytując napotkanych mieszkańców, czy nie widzieli jej rodziców. Podczas samotnej wędrówki miała wiele czasu na przemyślenia. Za tydzień mieli planowany powrót do Anglii, co wiązało się z rozpoczęciem rozmów o pracę, którą teoretycznie mogliby zacząć we wrześniu. Hermiona była tym faktem bardzo podekscytowana, jednak chyba jeszcze bardziej tym, że McGonagall pozwoliła jej napisać owutemy. Czuła się dzięki temu lepiej, ponieważ nikt nie zarzuci jej, że otrzymała pracę, dzięki popularności. Poza tym cały czerwiec, lipiec i sierpień mieli spędzić na odbudowie Hogwartu, która ruszałą pierwszego czerwca. Dla wszystkich był to ogromny zaszczyt - pomóc i jednocześnie oddać jakąś cząstkę siebie, żeby odnowić szkołę.
- Przepraszam panienko, ale tu nie można wchodzić. - Usłyszała i podniosła wzrok na wysokiego mężczyznę w czarnej koszulce polo i krótkich czarnych spodenkach. Uniosła wysoko brew, ale tuż za jego plecami dostrzegła napis "Osiedle prywatne". Zamrugała kilkakrotnie, budząc się z transu.
- Och, rozumiem. Najmocniej przepraszam, zamyśliłam się.
- Nic nie szkodzi.
- Czy widział pan może tych dwoje? - zapytała po chwili namysłu i pokazała zdjęcie rodziców. Mężczyzna zdjął czarne okulary i przyjrzał się fotografii.
- Przykro mi, ale nie kojarzę.
- Cóż, dziękuję, dobranoc.
- Dobranoc - odparł kulturalnie, a Hermiona ruszyła dalej. Na dzisiaj był już dla niej koniec, powoli robiło się ciemno, a ona nie lubiła chodzić w nocy sama. Nieopodal zauważyła restaurację. Postanowiła wejść i spróbować szczęścia, a nuż ktoś tam ich widział. Gdy znalazła się w środku, została mile zaskoczona. Wystrój bardzo przypominał jej ulubioną knajpkę w Hogsmeade, którą zawsze odwiedzała z Ginny. Beżowe ściany, storczyki, klasyczna muzyka, świeczki na stolikach i ogromny bar na wyspie w samym centrum lokalu. Granger podeszła do niego i usiadła na wysokim, obrotowym krześle.
- Co podać? - zapytał wysoki brunet, który właśnie polerował kieliszki do wina.
- Poproszę wodę z lodem.
- Już się robi. - Posłał jej uśmiech i po kilku sekundach postawił przed nią zamówienie.
- Przepraszam czy...
- Jeszcze jeden. - Usłyszała obok siebie, odwróciła głowę, aby sprawdzić, kto śmiał wejść jej w słowo. O mało nie spadając z krzesła, zamrugała szybko powiekami i jeszcze przez chwilę miała otwartą buzię ze zdziwienia. Draco Malfoy siedział obok niej, a raczej trzymał się blatu, aby nie upaść. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulę, która ewidentnie była kilkudniowa. Na głowie panował istny chaos, pod oczami widniały ogromne sińce ze zmęczenia. Hermiona nie mogła uwierzyć, że patrzy na tego samego blondyna, którego jeszcze kilkanaście dni temu widziała podczas bitwy o Hogwart. Spojrzała na barmana, który wzruszył ramionami. Znowu przeniosła wzrok na swojego rywala i wroga z lat szkolnych i przyglądała mu się przez chwilę. Patrzył w kieliszek, a oczy miał na wpół przymknięte, ale uważnie obserwowały ciecz. Nie trzeba być specjalistą, żeby się domyślić, że Draco Malfoy potrzebuje pomocy, tylko jeszcze nie wiadomo w jakim kierunku.
- Malfoy? - Jej głos drżał, ale starała się nie wkładać w ton głosu ironii. Doskonale pamiętała wydarzenia podczas bitwy, więc może dlatego tak ciężko było jej do niego przemówić.  Mężczyzna obrócił w jej stronę głowę i spojrzał na nią zamglonym wzrokiem. Błękitne tęczówki z przebłyskami szarości ukazywały jedynie smutek i jeszcze coś, czego Hermiona nie potrafiła rozgryźć.
- Co?
- Co ty tutaj robisz?
- A my się znamy? - Zdziwił się i jak gdyby nigdy nic odwrócił się od niej, wypijając kieliszek wódki i zsunął się z krzesła. Zataczając się, ruszył do wyjścia. Granger zesztywniała ze zdziwienia i nie wiedzieć czemu poczuła dziwny ucisk w żołądku. Malfoy jej nie poznał? Czy tylko udaje, że jej nie pamięta? Przecież jest pijany. Czym ty się w ogóle przejmujesz? To Malfoy. On by się tobą nie przejmował. Podpowiadała jej podświadomość. Spojrzała na barmana.
- Często tu przychodzi, praktycznie codziennie wychodzi w takim stanie.
- Naprawdę? - Barman pokiwał głową. - A wiesz może skąd się tu wziął?
- Nie mam pojęcia. Kiedyś coś wspomniał o wyrzeczeniu i bitwie, ale chyba już mu się w głowie pokręciło. - Westchnął, stukając się palcem w czoło.
- Pewnie tak - mruknęła Hermiona, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Postanowiła, że nie będzie zawracać tym sobie głowy. Malfoy to śmierciożerca i nie powinna w ogóle go zagadywać, zdradził wszystkich, przechodząc na stronę Voldemorta. Voldemorta już nie ma... Hermiona wywróciła oczami na pomrukiwania swojej podświadomości. Jednak jakaś wewnętrzna siła kazała jej się nad tym jeszcze raz zastanowić. Wmawiała sobie, że nie chce myśleć o nim i o tym, co przed chwilą zauważyła, jednak w głębi duszy była bardzo zaciekawiona, co się z nim stało. W ostateczności, gdy wypiła wodę i zapłaciła za nią, postanowiła, że zapomni o całym incydencie i nie będzie się tym w ogóle przejmować. Wyszła z restauracji i poczuła chłodny wietrzyk. Mimo gorącego klimatu, wieczory były tutaj naprawdę zimne. Ruszyła szybkim krokiem w stronę hotelu, w którym zatrzymali się we trójkę. Gdy pomyślała o Ronie, ogarnęła ją fala wściekłości i żalu. Miała mu za złe to całe narzekanie, przecież nikt go nie prosił, żeby tutaj jechał. Musiał się liczyć z tym, że Hermiona będzie chciała odnaleźć rodziców za wszelką cenę, a nie zwiedzać te rejony. Nie mogła przy tym winić Harry'ego, ponieważ on naprawdę się starał i znosił jej humory. Miała w tym momencie wyrzuty sumienia, ponieważ niepotrzebnie na niego naskoczyła. Postanowiła, że go przeprosi, jak tylko dotrze do hotelu. Gdy już miała skręcać w alejkę prowadzącą na parking, potknęła się o coś i o mały włos nie runęła na ziemię. Odwróciła się zdezorientowana już z wyciągniętą różdżką. Na chodniku leżała...noga. Otworzyła szerzej oczy, wodząc wzrokiem po tej części ciała.
- Do diaska! - Pisnęła, gdy ujrzała leżącego w krzakach Malfoya, o którego nogę się potknęła.
- Lumos Maxima - szepnęła i słabe światło latarni zostało wspomożone przez jej różdżkę. Podeszła bliżej do chłopaka i wzięła głęboki oddech. Draco wyglądał jakby spał, ale coś Hermionie nie pasowało. Jego klatka piersiowa się nie unosiła. Szybko uklękła przy nim i przytknęła policzek do jego ust. Z mocno bijącym sercem nasłuchiwała przez dziesięć sekund, ale chłopak nie oddychał. Zachowując trzeźwość umysłu, mocniej ścisnęła różdżkę.
- Expecto Patronum! - Zrobiła okrąg drewienkiem, a błękitna smuga w kształcie wydry popędziła w stronę hotelu. Hermiona, niewiele myśląc, rzuciła jakieś lecznicze zaklęcie na Ślizgona i po skończeniu szybko odłożyła różdżkę i rozerwała jego koszulę. Błyskawicznie  zaczęła masaż serca, tak jak uczyła ją w szkole pani Pomfrey. Gdy skończyła trzydzieści ucisków, zawahała się na chwilę, ale przeklinając w duszy wszystkich stwórców świata, pochyliła się nad nim i wykonała dwa wdechy. Gdy zaczęła ponownie uciskać klatkę piersiową, zjawili się zdyszani Harry i Ron.
- O w mordę - wykrztusił rudzielec i jego oczy stały się jeszcze większe.
- Jak się tu znalazł? - zapytał Potter, klękając z drugiej strony. Hermiona nie zdążyła mu odpowiedzieć, ponieważ usłyszeli głośne wciąganie powietrza. Draco zaczął się krztusić. Granger szybko przerwała wykonywaną czynność i razem z Harrym pomogli mu usiąść. Blondyn jeszcze chwilę kaszlał, ale Hermiona wiedziała, że zbiera mu się na wymioty. Szybko rzuciła przeciwzaklęcie, a dziwne torsje mu przeszły. Spojrzał na nich załzawionymi z bólu oczami i zamrugał kilkakrotnie.
- Był pijany, jak go spotkałam w barze...
- Byłaś w barze? - syknął Ron zdziwiony. Potter i brązowowłosa spiorunowali go wzrokiem.
- Nie rozpoznał mnie, a później wyszedł.
- Kurwa. - Usłyszeli i nagle blondyn runął z powrotem na ziemię, łapiąc się za głowę. Spojrzeli po sobie zdezorientowani. Nastała chwila napięcia i ciszy.
- Trzeba go zabrać do jakiegoś szpitala.
- Nie... - powiedział bardzo słabym głosem. - Nie do szpitala...
- Do naszego pokoju - zarządził Potter po chwili namysłu i wstał.
- Chyba oszalałeś! Harry, to śmierciożerca! - krzyknął Ronald przerażony. Potter chwilę patrzył skoncentrowany na przyjaciela, jakby walczył z czymś wewnętrznie. Hermiona zagryzała wargę.
- To nie ma znaczenia, Ron. Trzeba mu pomóc, nie możemy go tu tak zostawić.
- A czemu nie? Myślisz, że on by się tobą przejął?! - Zawołał rudzielec.
- Miona ma rację. Zabieramy go. - Zarządził Wybraniec i schylił się, by podnieść Draco do pozycji stojącej. Hermiona widząc, że Ron nie kwapi się do pomocy, pomogła Harry'emu i z trudem podnieśli chłopaka.
- Malfoy! Malfoy słyszysz mnie? - zawołał.
- Mhm...
- Musisz iść sam, my ci pomożemy.
- Yhmm...
- To jest zły pomysł - negował dalej Ron. Dwójka przyjaciół nie zwracała na niego uwagi i z trudem ruszyli do hotelu. Kilka razy musieli się zatrzymać, ponieważ blondyn przysypiał, ale  cudem udało im się dotrzeć do hotelowego pokoju. Rzucili go na wolne łóżko w pokoju Harry'ego i cała trójka spojrzała na jego bezwładne ciało.
- Co się z nim stało? - spytał cicho Wybraniec.
- Też bym chciała to wiedzieć, bo nie wierzę w nic, co się wiąże z pieniędzmi.
- Racja, mam nadzieję, że rano będzie bardziej rozmowny.
- Dziękuję, Harry.
- Nie masz za co, to jest w drodze wyjątku - odparł Potter, a Hermiona wiedziała o co mu chodzi. Chciał się odwdzięczyć za gest ze strony Narcyzy. Od tamtego czasu Harry czuł, że ma ogromny dług wobec niej. Nie rozmawiając dłużej, cała trójka poszła spać, z napięciem oczekując kolejnego dnia.

~*~*~

            Harry otworzył zaspane oczy i ziewnął przeciągle. Nie widząc praktycznie nic, poszukał dłonią na stoliku swoich okularów, które po chwili miał już na nosie. Przeciągnął się mocno pod kocem i nagle przypomniał sobie o współlokatorze. Zerwał się do pozycji siedzącej, nerwowo zerkając na łóżko. Ku jego zdziwieniu Draco mrużył oczy, przytykając rękę do głowy i mamrotał coś pod nosem. Westchnął, zastanawiając się nad tym, co teraz z nim będzie. Przez krótką chwilę dumał, czy dobrze zrobił, po raz drugi ratując mu życie, ale nie chciał teraz o tym rozmyślać. Szybko wciągnął krótkie spodenki i nałożył niebieską koszulkę z białym nadrukiem. Usiadł na łóżku, przypatrując się dalej zdychającemu blondynowi,  a jego myśli przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział, a brązowowłosa dziewczyna weszła do środka. Zmarszczyła brwi i spojrzała na blondyna.
- Śpi? - zapytała prawie bezgłośnie. Harry wzruszył ramionami i pokręcił głową. Dziewczyna usiadła obok niego, przez chwilę przyglądając się postaci blondyna, aż w końcu stanęła nad nim i wyciągnęła różdżkę.
- Anapeo...Ferula...Terego - Te proste zaklęcia, które dziewczyna miała w małym palcu, sprawiły że blondyn przestał tak szybko oddychać, a rany z jego ciała powoli znikały. To jednak nie było wszystko, Hermiona musiała w tym przypadku użyć zaawansowanej magii. Wciągnęła głośno powietrze i zaczęła szeptać:
- Sana anima corpus et sanguinem suum. Malorum omnium, quae sunt non, et dolores servandi. - Gdy skończyła, wzięła głęboki oddech i osunęła się na kolana. Harry szybko podszedł do niej i opiekuńczo objął ramieniem.
- W porządku?
- Tak - odparła i dzięki jego pomocy wstała. Czuła się wyczerpana, czarna magia powiązana z zaawansowanym stopniem, zawsze pochłaniała dwa razy więcej energii czarodzieja niż zwyczajnie. Obydwoje patrzyli, jak Draco powoli otwiera oczy i marszczy brwi. Gdy już się ocknął, rozejrzał się dookoła i natrafił na dwójkę przyjaciół. Powoli, nie spuszczając ich z oczu, podniósł się do pozycji siedzącej. Hermiona i Harry odetchnęli z ulgą i usiedli na sąsiednim łóżku.
- O co chodzi? - zapytał podejrzliwym głosem.
- Byłeś pijany i niezdolny do jakichkolwiek czynów - syknął Potter. Draco wybałuszył na niego oczy, ale nie dał się zbić z tropu. Jego myśli krążyły wokół wczorajszego wieczoru, który nie różnił się wiele od ostatnich, ale nie mógł sobie przypomnieć, co się działo w restauracji, do której wszedł. Zmarszczył brwi i potarł dłonią czoło.
- Skąd się tutaj wzięliście?
- Nie twój interes, lepiej powiedz, co ty tutaj robisz? - odparowała Hermiona. Blondyn przeniósł na nią zimne spojrzenie, ale nie ujrzała w nim zwyczajowej pogardy.
- Mógłbym zapytać o to samo, Granger.
- Tej nocy Hermiona uratowała ci życie, bo tak się nałoiłeś, że straciłeś przytomność - warknął Harry, mierząc go chłodnym spojrzeniem. - Wspólnie dotaszczyliśmy cię tutaj, a przed pięcioma minutami leczyła cię zaklęciami. Więc z łaski swojej gadaj, co tu robisz albo możemy to inaczej załatwić - burknął i wyciągnął z kieszeni jego różdżkę. Blondyn zacisnął mocno usta i przez chwilę walczył sam ze sobą, ale w końcu westchnął i spojrzał za okno. Jego oczy zaszły mgłą, a twarz spowił zimny cień. Nie czuł potrzeby zwierzania się, dlatego wywrócił wewnętrznie oczami i wypuścił ze świstem powietrze.
- Uciekłem od tego wszystkiego, a Australia wydawała mi się idealnym miejscem.
- Od czego uciekłeś? - Wyszło z ust Hermiony, nim zdążyła się ugryźć w język. Nawet nie zauważyła kiedy, ale wstała i krążyła w tę i z powrotem z założonymi rękoma. Blondyn spojrzał na nią dziwnie.
- Od rodziców, od tej śmiesznej szopki, która rozgrywała się przez ostatnie kilka lat. - Jego głos był chłodny, jednak pobrzmiewało w nim cierpienie. - Tyle wam wystarczy?
- Nie możemy nic z ciebie wyciągać. - Westchnął po chwili Harry, intensywnie nad czymś rozmyślając. - Ale dwa razy już ci tyłek ratowaliśmy, Malfoy.
- Nikt wam nie kazał.
             Hermiona prychnęła głośno.
- To oczywiste, że jak ty byś spotkał któreś z nas w takim stanie, to byś jeszcze dobił i dokopał - warknęła wytrącona z równowagi. Blondyn spojrzał w jej duże brązowe oczy i zacisnął pięści.
-  Nic o mnie nie wiecie. - Starał się panować nad emocjami, ale ostatnimi czasy graniczyło to z cudem. Bardzo łatwo się denerwował i wpadał w furię. Tym razem przymknął powieki i wziął głęboki oddech, starając się uspokoić.
- Idę do domu. - Poinformował ich i wstał, ale poczuł ołów zamiast nóg, a głowa dopiero teraz rozbolała go na dobre. Dwójka przyjaciół stała, patrząc się na siebie i nie wiedząc, co zrobić. Hermiona przystępowała z nogi na nogę, a Harry zaciskał usta w cienką linię. Gdy blondyn był już przy drzwiach, odwrócił się i spojrzał na nich, a wyraz jego oczu zmienił się diametralnie.
- Dziękuję wam. - Żadne z nich nie zdążyło nic odpowiedzieć, ponieważ Malfoy zniknął za drzwiami. Hermiona usiadła na łóżku i chwyciła poduszkę, przytykając ją do brzucha, a Potter oparł się o parapet.
- Coś mi tu nie gra.
- Nie powinniśmy o tym myśleć, Miona. To nie nasz interes, poza tym sam się nam dziwię, że mu pomogliśmy - westchnął i przeczesał włosy palcami.
- Nie potrafiłam go tak po prostu tam zostawić  - wyrzuciła z siebie, robiąc kwaśną minę. - Mam za dobre serce.
- Masz, to prawda. Ale lepsze to niż gryzące sumienie. Nie przejmuj się tym, Miona. Chodź, zjemy jakieś śniadanie i ruszymy dalej na poszukiwania - zaproponował i wyciągnął do niej dłoń. Granger uśmiechnęła się ciepło i chwyciła ją, aby wstać.
- Harry, chciałam cię przeprosić za wczoraj. Byłam zdenerwowana zachowaniem Rona, a jeszcze to wszystko dookoła mnie przytłacza, fakt że nie mogę ich odnaleźć, no wiesz...
- Ale chyba nie myślałaś, że się obraziłem? - zapytał zdziwiony. Spojrzała na niego niepewnie. - Miona głuptasie, nie potrafię się na ciebie gniewać. No chyba, że obrażasz quidditcha albo krytykujesz moje świetne pomysły - dodał, na co oboje się zaśmiali.
- Jesteś kochany. - Przytuliła go mocno i wspólnie wyszli na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
- A co z Ronem?
- Śpi jak zabity, ale pewnie niedługo sam zlezie na śniadanie - odparła i ruszyli do hotelowej restauracji. Zasiedli przy czteroosobowym stoliku i zaczęli przeglądać menu.

~*~*~

            Malfoy wszedł do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu Melbourne. Rzucił kluczyki na szklany stolik, a brzdęk odbił się od ścian. Zmęczony i kompletnie zdezorientowany ruszył od razu do łazienki, gdzie wziął zimny prysznic. Chłodne krople wody sprawiały, że dostawał dreszczy i gęsiej skórki, ale to był jego ulubiony lek na kaca. Spokojnie i powoli się umył, a następnie wyszedł i wytarł ręcznikiem, który później owinął na biodrach. Stanął przed lustrem i skrzywił się znacznie. Umył szybko zęby i na boso wyszedł do mieszkania. Nie zwracał uwagi na ubrania, skierował się od razu do barku i po czystą szklankę. Nalał sobie Ognistej Whisky i gdy już miał wypić pierwszy łyk, usłyszał trzask teleportacji. Przed nim zmaterializował się jego najlepszy przyjaciel.
- Blaise? - Zdziwił się, cofając szklankę. Ciemnoskóry nie wyglądał na skorego do żartów, jak to miał w zwyczaju.
- Evanesco - mruknął Zabini i nagle szklanka, którą trzymał blondyn, rozpłynęła się w powietrzu. Draco zamrugał szybko i spojrzał z wyrzutem i zdenerwowaniem na kumpla.
- Przyszedłeś zabierać mi to, co moje?
- Przyszedłem cię ogarnąć, Draco.
- Kto cię przysłał? Matka?
- Nie.
- Potter?
- Potter? - Zdziwił się ciemnoskóry. - A co on ma z tym wspólnego?
- Nieważne - burknął. - Oddasz mi moją szklankę?
- Nie. - Blondyn wciągnął zdenerwowany powietrze. Podszedł do szafki i wyjął drugą. Blaise wywrócił oczyma.
- Flagrante - mruknął, a butelka Whisky, którą złapał Draco, zrobiła się nagle tak gorąca, że chłopak puścił ją szybko, a ona stłukła się na ziemi. Odwrócił się gwałtownie i wycelował różdżką w swojego przyjaciela.
- Przegiąłeś, Zabini.
- Nie sądzę, Malfoy.
- Petrificus Totalus!
- Tergo! Myślałem, że stać cię na coś lepszego - prychnął ciemnoskóry, wiedząc że tym rozdrażni swojego kumpla.
- Confundo!
- Drętwota!
- Expelliarmus!
- Tergo!
- Conjunctivitis! - Blaise w ostatniej chwili się obronił i spojrzał w wściekłe tęczówki swojego kumpla. Nim blondyn zdążył się zorientować, ciemnoskóry wysadził w powietrze szafkę obok niego, tak że aż upadł na ziemię, a później rzucił na niego oszałamiacza. Malfoy poczuł ból w potylicy, a gdy otworzył oczy, zobaczył klękającego przed sobą Zabiniego, który trzymał swoją i również jego różdżkę.
- Skończyłeś? - zapytał blondyna.
- Spierdalaj - syknął i przytknął mocniej dłoń do potylicy.
- Ogarnij się, Draco, co ty ze sobą zrobiłeś?
- Gówno ci do tego.
- Nie myśl, że tymi tekstami mnie spławisz.
- Miałem taką nadzieję - odburknął i usiadł, opierając się o komodę.
- Twoja matka się o ciebie martwi. - Blondyn spojrzał na niego nieufnie i prychnął pod nosem. Doskonale pamiętał pożegnanie z rodzicami i wiedział, że nie chce za żadne skarby o tym teraz mówić.
- Jak się trochę pomartwi, to jej nie zaszkodzi.
- Mówię serio, Smoku. Wszyscy się martwimy.
- Wszyscy? - Zaśmiał się. - Nie żartuj sobie Blaise, dla mnie nie ma już nikogo.
- Pieprzysz. Po co tu wyjechałeś? Znowu tchórzysz? Znowu uciekasz? - Te słowa go ugodziły. Był Ślizgonem i nikt nie miał prawa mu mówić, ze jest tchórzem. Zacisnął mocno dłonie w pięści.
- Nie irytuj mnie, Blaise.
- Ogarnij się, Draco. Do tego dążysz? Do upijania się do trupa?
- Nie twój zasrany interes! Co się z Potterem, kurwa, zmówiłeś?!
- O kim ty pieprzysz, w głowę się uderzyłeś? - odwarknął i oboje wstali. Blondyn usiadł na kanapie i przeczesał palcami włosy.
- Wczoraj podobno Granger mnie znalazła leżącego w krzakach i uratowała razem z Potterem - wyrzucił z siebie, a ciemnoskóremu opadła szczęka. Patrzył niepewnie na swojego kumpla i mrugał oczyma. Podrapał się po głowie, na której prawie nie było włosów i wypuścił głośno powietrze.
- A oni co tu robią? - Blondyn wzruszył ramionami.
- Nie wiem, wyszedłem.
- Nieważne, wracamy do Londynu - zarządził Zabini.
- Nie ma mowy, nigdzie nie jadę. Nie wracam tam, jeszcze nie.
- A kiedy? Nikogo już nie łapią, Draco.
- Ojciec siedzi w Azkabanie.
- Ale ty nie jesteś taki jak on. - Blondyn starał się udawać, że nie słyszy tego, ale w głębi serca zrobiło mu się nieco raźniej.
- Jeszcze nie czas.
- W takim razie tu zostaję.
- Co się tak w niańkę chcesz bawić?
- Bo by ci się przydała.
- To załatw jakąś fajną - odgryzł się na odczepne, a Blaise wybuchł śmiechem. Blondyn spojrzał na niego jak na wariata. - Co?
- Wracasz do nas, stary. - Draco wywrócił oczami i położył sie na kanapie, przeklinając wszystko i wszystkich dookoła. Wcale nie miał ochoty na niańczenie ani na pogaduszki. Blaise był dla niego jak brat, ale w tym momencie chciał być sam, nie chciał nikogo. Jego egzystencja potrzebowała jedynie trochę alkoholu do przemyśleń i spokoju, samotności. Teraz niestety nie będzie mógł w spokoju wegetować z butelką wódki albo whisky. Kolejny raz wywrócił w duchu oczami.

~*~*~

            Hermiona siedziała wieczorem przy oknie w swojej sypialni i czytała kolejną ciekawą książkę. Mimo że naprawdę lubiła powieści brytyjskich pisarzy, a ich książki pochłaniała nawet w jedną noc, nie potrafiła się skupić. Cały dzień dogryzała sobie z Ronem i nie potrafiła z nim dojść do porozumienia. W dodatku, i niestety ku jej nieszczęściu, w głowie ciągle miała obraz pijanego do nieprzytomności Malfoya. Nie potrafiła wyrzucić go z głowy, cały czas rozmyślając nad tym, co mu się mogło przytrafić i co teraz robił. Znowu pił do upadłego? Czy może już był napity i znowu leżał gdzieś w krzakach? A może coś mu się stało? Och, to nie twój interes! Krzyczała podświadomość, a ona w duchu się karciła, za swoje myśli. Bo tak naprawdę, to czym się przejmujowała? No tak, istnieniem ludzkim, już nie samym Malfoyem, który zawsze ją obrażał i poniżał, ale jego istnieniem. Wydawał się taki kruchy w restauracji, a to jeszcze bardziej potęgowało jej ciekawość, co do przyczyn jego zachowania. Westchnęła cicho, odkładając książkę i spojrzała za okno. Dzisiaj kolejny dzień spędzili na wędrówkach po pobliskich miasteczkach, a jej nadzieja coraz bardziej przygasała. To było szukanie igły w stogu siana, nikt ich nie widział, a może i nawet ich tutaj nie było, bo wyjechali? Hermiona czuła się bardzo zmęczona natłokiem myśli i wrażeń. Potrzebowała rozmowy z osobą, która ją zrozumie i wspomoże. Do Harry'ego nie mogła się zwrócić, bo on nie tolerował Malfoya, dlatego brakowało jej Ginny. Tęskniła za swoją najlepszą przyjaciółką. Żałowała, że najmłodsza Weasley nie mogła pojechać z nimi, ale Molly się nie zgodziła i kategorycznie zabroniła jej wyjazdu. Granger czuła w duchu, że dużo się u niej działo, podobnie jak u nich. Pragnęła napisać do niej list, ale nie miała nawet sowy, a pocztą raczej by nie doszedł. Odgarnęła z twarzy kosmyki włosów, wtykając je za ucho i ześlizgnęła się z parapetu, wychodząc na balkon. Harry i Ron wyszli się przejść, a ona została w hotelu. Już jutro przenosili się dalej, dlatego ostatni raz spoglądała na piękne miasto skąpane w wieczornym świetle latarni. Oparła się o barierki i obserwowała świecące gwiazdy i jeżdżące samochody. W pewnym momencie ujrzała opadającą tuż przed jej nosem karteczkę pergaminu. Zdziwiona wzięła ją do rąk i odwróciła na drugą stronę, gdzie ujrzała wypisane czarnym atramentem, pochyłe słowa.

Restauracja "Egzotica" za pięć minut.
D.M

         Wpatrywała się oszołomiona w zwitek pergaminu i nie mogła uwierzyć. Podniosła wzrok i rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie dostrzegła w czeluściach nocy. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy powinna pójść. A co jeśli to jakaś pułapka? Och, przestań widzieć wszędzie zagrożenie! Stała na balkonie, przystępując z nogi na nogę, aż w końcu podjęła decyzję, wracając do pokoju.





_______________________________________

 Serdecznie wszystkim dziękuję za tyle komentarzy pod Prologiem :) Jestem szczęśliwa i cieszę się, że tylu Was jest, mam nadzieję, że Was nie zawiodę i razem poprowadzimy to opowiadanie do końca! :)
Jak zwykle, raz dziękuję, raz proszę o komentarze. To dla mnie naprawdę bardzo ważne, więc zostawiajcie po sobie ślad, opinię, krytykę.
Dziękuję i do następnego rozdziału! :*

13 komentarzy:

  1. Ojej, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Naprawdę, zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie.
    Biedny Draco, mam nadzieję, że upora się z przeszłością.
    Blaise go z tego wyciągnie, jestem pewna.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia!
    Lilith

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Pierwsza!
    Powiem tyle: rozdział bardzo ciekawy, mimo tego, że pierwszy.

    Wizja Hermiony jako dobrej samarytanki, która nie może przejść obok człowieka, który potrzebuje pomocy, jest jak najbardziej prawdziwa!
    Nasz dobry, stary Harry, który zawsze potrafił odnaleźć w sobie siłę, by pomóc każdemu, nawet wrogowi!
    Do tego oburzony ich postawą Ron - idealne!
    Blais jak zwykle oddany przyjaciel, który widzi, że jego kumpel ma problemy i jest pewny, że musi mu pomóc - takiego Ślizgona uwielbiam.
    Do tego nasz Draco, który widać, że ma dużo wątpliwości i przeżywa swojego rodzaju depresję po wojnie! Ciekawe jaki okaże się na spoktaniu z Gryfonką.. :>

    Niektórzy mówią, że początki zawsze są nudne, a mi jak najbardziej się podobało i wcale nie znużyło. :)

    Czekam na więcej moja Zouzo! :*
    Buziaki!
    Promise

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak druga:< choć kiedy pisałam komentarz, miałam tą nadzieję, że jednak mi się uda.. :(

      Usuń
  3. Opowiadanie zapowiada sie naprawde fajnie. Czekam na kolejny rozdzial. Powodzenia Ewa

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział; strasznie szkoda Draco, że tak się marnuje i nie oszczędza się i męczy i dręczy:( dobrze, że udało mu się obudzić...

    OdpowiedzUsuń
  5. Okropne złe i tragiczne... że kończysz w takim momencie :P
    Mam nadzieję że następny rozdział będzie bardzooo szybko, bo nie mogę się doczekać.
    Wybrałaś bardzo ciekawy obrót wydarzeń nie spotkałam się wcześniej z takim pomysłem. Zdanie "na chodnku leżała noga" - boskie, totalnie mnie rozwaliło i lekko rozbawiło ;) Piszesz jak zawsze z lekkością. Opisy są płynne i ciekawe, dialogi naturalne, a fabuła wciągająca. Pierwszy rozdział, a taki poziom - brawo ;)
    Pozdrawiam z niecierpliwością czekam na następny
    Syntia B

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy blog:) Pierwsza scena kojarzy mi się z balem bożonarodzeniowym z czary ognia. Prawie taka sama sytuacja, Ron zaczyna marudzić, harry'emu za nic się obrywa haha. Jednak bardzo ciekawe, Dialogi są naturalne, a nie wymuszone jakimś niesamowitym doborem wyszukanych słów.

    pozdrawiam i zapraszam
    http://jezdziec-naszej-apokalipsy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow strasznie mi sie spodobało czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. No, no, zaczyna się ciekawie. Tyle miejsc na świecie, a Malfoy ucieka do Australii. Czyżby miał jakieś ukryte zamiary czy interesy?
    Wciągnęłam się, więc dostaniesz drętwotą, jak jeszcze raz przerwiesz w taki momencie. ;)

    Ściskam, em.

    Znowu zaczęłam pisać, więc zapraszam na prolog: http://potterowskie-co-nieco.blogspot.com/2014/08/come-back-ze-spuszczona-gowa-czyli-em.html

    OdpowiedzUsuń
  9. SUPER! Naprawdę ciekawie się zaczyna ;) nie będę więcej pisać bo powtórzę wszystkie słowa poprzedniczek!
    Pozdrawiam :)
    Lusia Nox

    OdpowiedzUsuń
  10. Strasznie mi żal Draco, kurczę zrób coś z nim...
    Strasznie mnie zaciekawiłaś nie spodziewałam się, że tak poprowadzisz swoją historię.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, przepraszam, że tak późno, ale już biorę się za swoją komentatorską nieobecność.
    Ron jak to Ron wykazuje się zrozumieniem bliskim zera i dodatkowo typowym dla niego poziomem empatii. Cieszę się, że przynajmniej Harry docenia siłę przyjaźni z Hermioną i jest jej gotów pomóc bez względu na wszystko.
    Hermiona.. Zdecydowanie ma za dobre serce, ale to właśnie taka postać..:P Cieszę się, że pomogła Draco.. Czuję, że to początek ich wspólnej drogi..
    Draco... Uciekając przed czymś nie rozwiąże swoich problemów. Jest smutny, rozgoryczony, co bardzo dobrze przedstawiłaś. Cieszę się, że na jego drodze pojawili się ludzie tacy jak Granger i Zabini, którzy pomogą mu odnaleźć swoje miejsce na ziemi.
    Lecę czytać dalej.:D

    OdpowiedzUsuń
  12. Piszesz fenomenalnie. Naprawdę, ta historia bardzo mnie wciągnęła. Fakt, że nie lubię takich zbiegów okoliczności, ale świetnie rozrysowałaś charaktery głównych bohaterów. Już nie mogę się doczekać, by przeczytać dalszy ciąg historii.

    OdpowiedzUsuń