piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział drugi



 "Powroty"




           Wiatr rozwiewał jej brązowe kosmyki, które wypadły z luźnego warkocza. Opatuliła się rękoma, mocniej przyciskając sweter do ciała, po którym co jakiś czas przechodziły dreszcze. Pociągnęła głośno nosem i szybko wyjęła chusteczkę z malutkiej torebeczki, wydmuchując go. W dalszym ciągu jej myśli krążyły wokół okrytej tajemnicą karteczki, którą dostała od Malfoya. Czego chciał? Równie dobrze wszystkiego. Nawet najgorsze scenariusze przechodziły przez jej głowę, ale mimo to szła w kierunku wskazanej restauracji. Czuła, że nie może odmówić, wewnętrzny głos podpowiadał jej, że zrobiła dobrze, ale to podświadomość ją zwodziła. Bała się, to oczywiste, w końcu Malfoy to śmierciożerca, a oni są nieobliczalni. Wierzyła jednak w swoje siły i zdolności, a poza tym jej Gryfońska dusza nie pozwoliłaby stchórzyć. A może chodziło mu tylko o rozmowę? Jednak o czym chciałby z nią rozmawiać? Od zawsze się nienawidzili, od zawsze był między nimi brak tolerancji, więc o co mogło chodzić? A może zbyt dużo się dowiedziała i uznał, że należało się jej pozbyć? Na tę myśl przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, ale odsunęła od siebie tę wersję. Stanęła przed drzwiami, nad którymi świecił na fioletowo napis "Egzotica". Znowu żałowała, że nie wspomniała nic o swoim wyjściu Harry'emu i Ronowi. Biorąc głęboki oddech, nacisnęła na klamkę i znalazła się w przytulnym pomieszczeniu, które odwiedziła wczoraj. Badawczym spojrzeniem odszukała blondyna. Siedział sam w lewej części restauracji, przy dwuosobowym stoliku. Był wyraźnie zamyślony i bezwiednie spoglądał za okno. Hermiona szybko przejechała wzrokiem przez całą salę i bar, ale nie zauważyła niczego ani nikogo podejrzanego. Trzymając w gotowości różdżkę ukrytą w rękawie, ruszyła powoli w stronę swojego wroga. Stanęła naprzeciwko niego, ale zdawał się jej nie zauważyć. Hermiona przygryzła dolną wargę i przestąpiła z nogi na nogę.
- Eghm - odchrząknęła i uniosła wysoko brew. Draco spojrzał na nią szybko, a jego wyraz twarzy od razu zmienił się na profesjonalny i rzeczowy. Zdziwiła się tą chłodną maską, ale nie dała się zbić z tropu.
- Po co chciałeś się spotkać? - zapytała, opanowawszy głos.
- Usiądź, Granger.
- Och, widzę że nie będzie to przyjemne spotkanie - burknęła, zajmując krzesło i splotła dłonie na blacie stolika. Intensywnie wpatrywała się w jego błękitne tęczówki z przebłyskami szarości.
- Nikt nie powiedział, że będzie przyjemnie - odparł spokojnie, jakby się rozluźniając.
- Wierzę, że każde spotkanie z tobą zalicza się do tych okropnych.
- Zabawne Granger, widzę, że pomimo wszystko nie straciłaś ciętego języka.
- Za to ty owszem, ale uważaj, bo coś jeszcze możesz stracić - odgryzła się, ale po chwili spłonęła krwistoczerwonym rumieńcem, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Blondyn uniósł wysoko brwi, a jego źrenice rozszerzyły się mimowolnie. Oboje poprawili się na krześle.
- Nie przedłużając, chciałem ci osobiście podziękować, Granger. I z góry mówię, nie licz na nic innego, ani nie myśl sobie, że to zmienia nasze stosunki, bo absolutnie nie. Dalej jest tak samo, to co się tutaj dzieje, jest w drodze ogromnego wyjątku. - Hermiona patrzyła na niego zszokowana, starając się pozbierać szczękę z podłogi. Wciągnęła szybko powietrze.
- Niczego od ciebie nie oczekiwałam, Malfoy.
- Owszem wiem, ale coś nakazało mi to zrobić.
- Rozumiem, to wszystko? - zapytała, pragnąc jak najszybciej uciec z tego miejsca. Blondyn zdziwił się jej bezpośredniością, ale nie dał tego po sobie poznać. Skinął delikatnie głową, a Hermiona wstała, zabierając z oparcia krzesła małą torebkę.
- Okropnych snów, Malfoy - rzuciła na dowidzenia i odwróciła się na pięcie. Dla niej było oczywistym, że tleniony próbuje zamaskować emocje, które przez przypadek uwolniły się poprzedniego dnia.
- Udław się, Granger.
             Kobieta prychnęła pod nosem i ruszyła żwawo przez salę. Jej wzrok powędrował w stronę baru i o mało co nie przewróciła się o własne nogi. Na wysokim krześle siedział średniego wzrostu mężczyzna o brązowych włosach, z których pojedyncze kosmyki były siwe. Duże, błękitne oczy i delikatny zarost podkreślały jego dorosłość. Miał na sobie jasne spodnie, białą koszulkę polo i ciemny sweterek przerzucony na plecach. Hermiona poczuła piekące łzy, które wzbierały się w jej oczach, ponieważ właśnie patrzyła na swojego tatę w towarzystwie jakiejś nieznanej kobiety. Przełknęła głośno ślinę i oparła się o pobliskie krzesło, ledwo dusząc w sobie okrzyk żalu. Gdy już miała odwrócić wzrok i pobiec do hotelu, aby o wszystkim powiedzieć przyjaciołom, ujrzała, jak jej tata nachyla się do nieznajomej żeby ją pocałować. Odwróciła szybko głowę i zacisnęła powieki, mimo to słone łzy spłynęły po jej rozgrzanych policzkach.
- Hej, Granger, nie myślałem, że aż tak wzruszają cię sceny miłosne. - Usłyszała za swoimi plecami i wciągnęła ze świstem powietrze. Odwróciła się i ujrzała blondyna, który mimo że miał roześmiany głos przepełniony kpiną, to na twarzy nie było śladu radości. W błękitnych tęczówkach próbowała doszukać się tego, co właśnie w tym momencie czuła, ale on nie widział nic poza sobą. Mimo że udawał twardego i pragnął pokazać, że nie ma żadnych problemów, Granger doskonale wiedziała, że to jedynie złudna maska.
            Zadrżała jej broda, gdy poczuła jak bardzo potrzebuje w tym momencie braterskiego ramienia, przyjacielskiego uścisku. Była kruchą i delikatną dziewczyną, która podobnie jak jej wróg ukrywała swoje słabości pod grubą skorupą. W tym momencie czuła wszystko na raz: złość, wściekłość, żal, tęsknotę, smutek, ból. Mijały sekundy, a ona dalej wpatrywała się w te niebieskie oczy. Draco nie drgnął, widząc, że coś jest nie tak, a Gryfonka nawet nie chce mu się odgryźć. Nastała dla niego krępująca sytuacja, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafił odwrócić od Hermiony wzroku, od tego co się z nią działo. Prawie niewidocznie zmarszczył brwi, a przez głowę przebiegła mu myśl o przeczytaniu jej myśli, ale od razu się za to skarcił. To za silna czarownica. Gdy już miał powiedzieć znowu coś kąśliwego i wyjść, Hermiona nagle odzyskała zdolność mowy.
- Ty nic nie rozumiesz, Malfoy! - syknęła i szybko wyszła na dwór, prawie biegnąc w kierunku hotelu. Blondyn stał tak zdziwiony jej reakcją, ale nie okazując tego, wsadził dłonie w kieszenie i spokojnie wszystko obserwując, wyszedł z restauracji. W jego umyśle w dalszym ciągu znajdowała się Granger. Przejrzał ją, widział jak nie potrafi sobie z czymś poradzić, takiego stanu jeszcze nie widział, nie u niej. Ogarnęło go bardzo dziwne uczucie, gdy obraz jej brązowych załzawionych oczu pojawił się w jego umyśle. Potrząsnął teatralnie głową i wyjął z kieszeni paczkę mugolskiej używki - papierosów. Włożył jednego do ust i odpalił magią niewerbalną. Zaciągnął się dymem tytoniowym i wypuścił powoli przez nos, czując, jak błogie ukojenie rozlewa się po jego ciele. Nie myśląc już o tym wieczorze, który miał zostać wymazany z jego pamięci, wsiadł do samochodu i z cichym warkotem odjechał do swojego mieszkania, by zmierzyć się z kolejnym delikwentem.
            Hermiona weszła do hotelu i ostatni raz wytarła mokre policzki od łez. Była cała zdyszana, ponieważ chciała jak najszybciej znaleźć się z powrotem w tej restauracji i porozmawiać ze swoim ojcem. Chciała mieć blisko siebie przyjaciela, kogoś kto ją wesprze. Przy Malfoyu zwyczajnie się przestraszyła. Czuła się teraz podle i okrutnie, ze względu na swoją postawę.
             Unikając ciekawskich spojrzeń gości hotelu, weszła do windy i wcisnęła numer trzy. Po chwili maszerowała już do pokoju, w którym nikogo, o dziwo, nie zastała. Zmarszczyła brwi i weszła do łazienki, ale tam również nikogo nie było. Przygryzła nerwowo wargę i rozejrzała się po pokoju, ale nie widziała żadnej karteczki albo chociaż informacji, gdzie jest jej chłopak. Co prawda ich kłótnia w dalszym ciągu trwała, Ronald był nieugięty i dalej się dąsał. Granger, nie mając czasu, zmieniła sweter na grubszą bluzę i założyła wygodne adidasy. Złapała ponownie swoją torebkę i różdżkę i zamknęła pokój hotelowy, kierując się do sąsiedniego, który zamieszkiwał Harry. Zapukała o ciut za mocno.
- Proszę. - Usłyszała przez drzwi i wpadła do środka. Na jednoosobowym łóżku leżał Harry i czytał "Quidditch przez wieki".
- Gdzie byłaś? - zapytał, odkładając tomisko na stolik.
- To długa historia, znalazłam tatę.
- Naprawdę?! - zawołał uradowany i poprawił okulary.
- Tak, jest w tym barze, gdzie spotkałam Malfoya. Harry pójdziesz tam ze mną?
- Oczywiście, daj minutkę. - Wstał, wbiegł do toalety, a po chwili był już ubrany i gotowy do wyjścia.
- A tak w ogóle, to gdzie Ronald? - spytała, gdy wyszli na korytarz.
- To też jest długa historia.
- Co masz na myśli?
- Miona, może porozmawiamy o tym później? - poprosił, ale Gryfonka była nieugięta.
- Harry, powiedz mi.
- Ron wrócił do domu - odparł, wzdychając i przeczesując palcami włosy. Brązowowłosa spojrzała na niego szczerze zdziwiona, a w jej oczach ponownie wezbrały łzy. Potter, nie wiedząc co zrobić, podszedł do niej, nieśmiało wyciągnął ramiona. Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i zaczęła głośno szlochać, gdy winda zjeżdżała wraz z nimi na dół.
- Pogadamy o tym później, trzeba znaleźć twojego tatę.
Pokiwała głową i ruszyli szybko, bez słowa w stronę restauracji. Po niespełna kilku minutach biegu cali zdyszani wpadli do środka. Obsługa spojrzała dziwnie na Hermionę, która po raz kolejny dzisiejszego dnia odwiedzała ich lokal. Nie zważając na inne spojrzenia, wskazała podbródkiem na swojego ojca. Potter zmarszczył brwi, gdy widział, jak mężczyzna śmieje się wniebogłosy do jakiejś kobiety i wyciąga nagle portfel.
- Wydaję mi się, czy wychodzą? - powiedział Wybraniec.
- Cholera, idziemy za nimi.
- Jesteś pewna? Może powinnaś go zagadać.
- Nie w jej towarzystwie - burknęła i usiedli przy pierwszy stoliku z brzegu, obserwując parę. Gdy wyszli na zewnątrz, Hermiona i Harry od razu się podnieśli i ruszyli za nimi. Granger uważnie obserwowała swojego tatę, tym samym miażdżąc spojrzeniem obcą  kobietę. Gdy wreszcie Carl pożegnał się z ową panią, ruszył samotnie w drugą stronę, napotykając zdziwionych przyjaciół.
- Przepraszam - powiedział uprzejmie, chcąc przejść, ale żadne z nich się nie ruszyło. Spojrzał na nich dziwnie, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, Hermiona zaczęła szybko szukać czegoś w torebce.
- Witam, mam na imię Hermiona Granger - powiedziała podając mu dłoń, a on zdziwiony odwzajemnił uścisk.
- To mój przyjaciel, Harry Potter, mam do pana pytanie. - Gdy to mówiła, czuła ogromną gulę w gardle. Wyszukała wreszcie w swojej nadzwyczajnej torebce zdjęcie swojej matki. Pokazała mu je.
- Pan się nazywa Wendell Wilkinson, prawda? Gdzie pańska żona? - Mężczyzna jeszcze bardziej się zdziwił, gdy ujrzał tę fotografię. Po chwili zmarszczył brwi, jakby zezłoszczony.
- Czego chcecie? Nie znam was, nie będę wam nic mówił.
- Panie Wilkinson, proszę, to ważne - rzekł Harry.
- Zostawcie mnie w spokoju - obruszył się i odszedł w drugą stronę. Granger mimowolnie podbiegła do niego i złapała za ramię. Dziwny dreszcz przeszedł przez nich oboje, a Wendell, tak naprawdę Carl, spojrzał, niedowierzając, na dziewczynę.
- Znam cię skądś - mruknął. Hermiona poczuła piekące łzy w oczach.
- Proszę, niech pan powie, gdzie ona jest. - Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, aż w końcu starszy mężczyzna westchnął głośno.
- Nie wiem kim jesteście i czego chcecie, ale dobrze. Tylko ze względu na ciebie. - Wskazał palcem na Gryfonkę. - Zaprowadzę was. - Granger uradowana uścisnęła Harry'ego i we trójkę ruszyli do centrum miasta. Tam pan Wilkinson złapał taksówkę, do której wsiedli, a podróż zajęła im dobre pół godziny. Hermiona ze smutkiem stwierdziła, że nawet nie planowała pojechać w te rejony, ponieważ z góry zakładała, że w tej okolicy by nie zamieszkali. Jej myśli kompletnie odbiegły od Malfoya i Ronalda. Była zmęczona, pragnęła w tym momencie jedynie odzyskać rodziców i wrócić do domu.
- Jesteśmy - oznajmił taksówkarz, a tata Hermiona zapłacił za przejazd. Ruszył przodem bez słowa i weszli do niewielkiego budynku mieszkalnego. Na drugim piętrze podszedł do drzwi z napisem "Wilkinson" i wyjął pęk kluczy.
- Jeśli coś knujecie, to ostrzegam was, nie ręczę za siebie - rzekł, rzucając ostre spojrzenie na nich, po czym wkroczyli do środka. Hermiona nie zwracała nawet uwagi na wystrój mieszkania, szybkim krokiem weszła do salonu, za swoim ojcem. Jej mama siedziała na kanapie, popijając kawę i czytając jakąś książkę. Hermiona ponownie poczuła w oczach łzy. Nikt nie potrafił zrozumieć, co to za uczucie, gdy patrzysz na swoich rodzicieli, którzy kompletnie nie wiedzą, kim jesteś. Hermiona przez długi czas przygotowywała się na to spotkanie, ale wszystko poszło na marne. Ogromny ból w sercu narodził się, gdy ujrzała ich razem. To właśnie ona sama doprowadziła do tego wszystkiego, dlatego to jeszcze bardziej potęgowało jej zdenerwowanie. Zdawała sobie sprawę, że przywracanie pamięci nie należy do zwykłych zaklęć, których uczą w szkole. To była bardzo zaawansowana magia, której nawet ona sama się bała.
- Wendell? Co ty tu robisz? Mówiłam ci już przecież, żebyś tu nie przychodził... Kto to jest? - zapytała zdziwiona Jeane, wyrywając tym Hermionę z rozmyślań. Wstała, poprawiając fryzurę i ściskając nerwowo kraniec sweterka. Granger poczuła się jak w domu, tak bardzo brakowało jej roztargnienia matki i spokoju ojca, brakowało jej ich miłości, którą obdarzali ją na każdym kroku.
- Ta dwójka poprosiła mnie, abym ich do ciebie zaprowadził.
- Szaleju się najadłeś, Carl? Obcych do domu przyprowadzasz? Kim jesteście? - zapytała podejrzliwie. Hermiona wciągnęła głośno powietrze. Te ostre słowa ugodziły jej i tak już zranioną duszę.
- Proszę, usiądźcie - szepnęła. Małżeństwo spojrzało na nią posępnie i ani się ruszyło. Hermiona westchnęła i wyciągnęła różdżkę.
- Co to jest? Co ty wyprawiasz? - zawołała kobieta, ale Granger przymknęła powieki i maksymalnie się skupiła.
- Dirige*. - Z jej różdżki wyleciała wiązka błękitnego światła. Zaklęcie było na tyle silne, że czuła je w każdej części swojego ciała, a przed oczyma widziała przeróżne sceny z ich wspólnego życia. Wiązka dotarła do ich skroni, przez które wpłynęła do umysłów. Gryfonka opuściła różdżkę i nerwowo spojrzała na Harry'ego. Obserwował ramki ze zdjęciami, na których powoli pojawiała się postać Hermiony w różnym wieku. Jej rodzice usiedli na kanapie, marszcząc brwi, jakby przed chwilą wrócili do domu ze spokojnego spaceru.
- Ale mnie rozbolała głowa - rzekła Jeane. Carl spojrzał na nią opiekuńczo.
- Hermiono, może przyniesiesz tabletki? Tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? - Zdziwił się po chwili, gdy zarejestrował kompletnie inny wystrój salonu, niż w ich domu. Brązowowłosa pisnęła zadowolona i rzuciła im się w ramiona, głośno szlochając. Harry wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i oddychając z ulgą, opadł na fotel. Państwo Granger spojrzeli zdziwieni, nic nie rozumiejąc, na Wybrańca, ale on nie mógł wydusić z siebie słowa, ciesząc się prawie tak mocno jak Hermiona. Gdy wreszcie się uspokoiła, zaczęła opowiadać im całą historię.

~*~*~
         
         Cichy ryk silnika ucichł, gdy Draco wyjął kluczyki ze stacyjki. Oparł głowę o zagłówek i westchnął cicho, widząc światło w swoim mieszkaniu na piątym piętrze. Miał wielką nadzieję, że Blaise jednak odpuści i zostawi jego egzystencję w spokoju, jednak się przeliczył. Ciemnoskóry był nieugięty. Z jednej strony blondyn czuł się dzięki temu podbudowany na duchu. Był z nim jednak ktoś, kto nie patrzył na jego pieniądze, ale starał się go wesprzeć, o ile tak to mógł nazwać. Uważał też jednak, że jako przyjaciel powinien uszanować jego decyzję i zostawić go w świętym spokoju.
            Ponownie westchnął, wywracając oczami i wyszedł z samochodu, kierując się do wejścia. Gdy przeszedł przez mieszkania, przystanął na moment i zdziwiony stwierdził, że Blaise nie jest tutaj sam. Szybko ruszył w kierunku salonu, skąd dochodziły głosy i zapalone światło. Na kanapie, jak gdyby nigdy nic, leżał rozwalony Blaise i popijał kremowe piwo, za to jego towarzyszem był nie kto inny jak Teodor Nott. Blondyn wciągnął głośno powietrze i wyszedł z cienia korytarza, głośno chrząkając. Zabini nawet nie drgnął, odwrócił jedynie w jego kierunku wzrok.
- Witaj, zgubo - zawołał, śmiejąc się ironicznie i popił trunku. Draco uniósł wysoko brew i nie spuszczając wzroku z Diabła, podał dłoń Nottowi.
- A ciebie co tutaj sprowadza? - zapytał, przenosząc w końcu na niego wzrok. Zwykle cichy i małomówny, teraz był nadzwyczajnie pobudzony. Malfoy usiadł na fotelu obok i przeszywał przyjaciela wzrokiem, przechylając delikatnie głowę.
- Blaise mnie tu ściągnął.
- Blaise? - Draco uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na Zabiniego, który wzruszył ramionami.
- Stary, nie możesz tu tkwić.
- Nie zmienię swojej decyzji, Diable - warknął.
- Zostałeś oczyszczony z zarzutów, Draco - wyparował Nott, a blondyn przeniósł na niego swoje błękitne tęczówki, w których pojawiło się zdziwienie.
- Coś ty powiedział?
- Jesteś czysty.
- Bredzisz, Nott.
- Nie bredzę, ktoś się za tobą wstawił - syknął, wyjmując z kieszeni marynarki Proroka Codziennego. Blondyn, patrząc podejrzliwie na pismo, chwycił je w końcu i zaczął czytać.

Młodociani Śmierciożercy

            Zaraz po zakończeniu wojny i upadku Voldemorta, Ministerstwo Magii rozpoczęło poszukiwania zwolenników Czarnego Pana, czyli Śmierciożerców. Aurorzy mają dużo pracy, ale dzięki nim Azkaban został zapełniony nowymi nazwiskami, takimi jak: Nott Jr., Avery, Carrow, Lestrange, Yaxley i inne. Informacje te podaje nam sam Minister Magii. Ale to nie wszystko, dwa dni temu rozpoczęły się rozprawy Wizengamotu na temat najmłodszych śmierciożerców, którzy przystąpili do szeregów Voldemorta jeszcze przed ukończeniem siedemnastego roku życia. Między innymi są to: Nott, Malfoy, Crabbe i Zabini. Zadziwiający jest jednak fakt, że nie ujawniono wyników rozprawy, a w dodatku w dalszym ciągu nie wiadomo, co się dzieje z młodocianymi śmierciożercami. Przypominamy, że syn Lucjusza Malfoya i Narcyzy Malfoy, Draco Malfoy uciekł z rodzinnego dworu tuż po zakończeniu wojny i w dalszym ciągu nie wiadomo, gdzie się ukrywa. Dzisiejszego ranka zostało jednak wydane oświadczenie o oczyszczeniu Dracona Malfoya ze wszystkich zarzutów, a potwierdzone informacje mówią nam, że osobą wnoszącą o oczyszczenie Malfoya Juniora nie był jego ojciec ani nikt z rodziny. Zadziwiające jest też to, że osoba ta złożyła wnioski o oczyszczenie innych śmierciożerców, pod pretekstem "nawrócenia". Czy Ministerstwo Magii ulegnie? Czy to prawda, że ci młodzi ludzie pragną wyrzec się czegoś, co przyjęli? Na bieżąco będziemy informować o rozwoju sytuacji.
           
         Blondyn odrzucił gazetę w kąt. Wstał i zaczął nerwowo chodzić. Zanim się uspokoił, minęło kilka minut, ale nikt nie odważył się odezwać. Zabini usiadł na łóżku, opierając łokcie na kolanach, za to Nott przeszywał spojrzeniem swojego przyjaciela.
- Co to za stek bzdur! Powinni mnie w takim wypadku powiadomić!
- To przyszło do twojego domu, Narcyza mi to dała - rzekł Teodor i podał gładki zwój pergaminu blondynowi. Draco chwycił go i rozwinął, czytając szybko pochyłe pismo.


            Ministerstwo Magii w dniu 18 maja 1998 roku, na mocy sądu najwyższego, Wizengamotu, na podstawie artykułu 30 §1 pkt. 1 Angielskiego Kodeksu Prawnego Czarodziejów, wydało oświadczenie o oczyszczeniu z zarzutów Pana Draco Lucjusza Malfoya, na mocy Czarodziejskiej Konstytucji. Zarzuty, oskarżony usłyszał w dniu 5 maja 1998 roku podczas rozprawy sądowej o numerze 11, Wizengamotu w Ministerstwie Magii w Londynie. Wraz z nakazem 7 §5 pkt.9 Wizengamotu,  Pan Malfoy ma obowiązek  dobrego sprawowania i odpracowania godzin podczas odbudowy murów szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, a także uiszczenia opłaty w wysokości 500 galeonów. Kazde przewinienie, wraz z artykułem 12 §5 pkt.28 Angielskiego Kodeksu Prawnego Czarodziejów grozi anulowaniem rozkazu i aresztem, oraz umieszczeniem w Azkabanie.

Zarzuty:

1. Czynny udział w drugiej wojnie czarodziejów.
2. Dwukrotna próba morderstwa Albusa Dumbledor'a
3. Użycie Zaklęcia Niewybaczalnego Imprerius na Madame Rosmertcie.
4. Otrucie Ronalda Weasleya
5. Rzucenie uroku na Katie Bell
6. Spowodowanie bitwy na Wieży Astronomicznej poprzez wpuszczenie śmierciożerców do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
7. Czynny udział w Bitwie o Hogwart
       
  Wynik postępowania: umorzone.

Minister Magii
Kingsley Shacklebolt

            Draco oderwał wzrok od pergaminu i spojrzał w oczy Teodorowi.
- Nie wierzę w to.
- Malfoy, jesteś głupszy niż myślałem! - oburzył się Zabini, wstając z kanapy i wyrywając mu pergamin.
- Tu jest pieczątka ministerstwa, jeżeli chcesz, sprawdź, czy to jest prawdziwe - burknął, wciskając mu go z powrotem. Odszedł zdenerwowany do okna, a blondyn usiadł na kanapie naprzeciwko Notta, który uważnie go obserwował. Miał mętlik w głowie. Pewna część jego duszy była tak uradowana jak nigdy w życiu. Niestety to tylko ta mała część, całym sobą czuł do siebie obrzydzenie. Nienawidził siebie za to, co zrobił. Wszystkie jego występki zostały mu wytknięte, a on został z nich oczyszczony. Jakim cudem? Kim była ta osoba? Złapał się za głowę, czując narastający ból. Wyjął z kieszeni papierosa i szybko go odpalił, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia przyjaciół. Starał się uspokoić swoje skołatane nerwy, ale wszystkie emocje buzowały w jego organizmie.
- Nie mogę tam wrócić, jak będę przedstawiony? Jako oszust? Ludzie wiedzą co zrobiłem, może i jestem oczyszczony, ale to nie ma żadnego znaczenia.
- Kurwa, Draco! - krzyknął Zabini. - Ja jestem oskarżony, Nott też! Postępowanie trwa. Jest małe podobieństwo na to, że zostaniemy uniewinnieni. Ministerstwo nie pójdzie na kolejne oczyszczenia, oni też muszą wyjść z tego z twarzą!
- Nic nie rozumiesz, Blaise - syknął blondyn, wstając i podchodząc do niego. - Widziałeś, co jest napisane w tych zarzutach? A co ty będziesz miał? Uczestniczenie w bitwie o Hogwart? Nie wiesz, co to znaczy mieć ojca śmierciożercę, u którego w domu rozgrywała się największa rzeź, a Voldemort robił tam sobie posiadówki. Nie rozumiesz tego, co musiałem przeżyć, ty wstąpiłeś przez matkę, która uciekła. A Nott? Przez ojca, który teraz siedzi w Azkabanie. A ja mam teraz tam wrócić, do miejsca, które ktoś śmiesznie nazywa domem i udawać, że jest wszystko w porządku? Nie ma mowy.
- Masz rację, nie wiem, jak to jest, bo nigdy nie miałem ojca, a matka się mnie wyrzekła - odparł beznamiętnie ciemnoskóry i wyszedł z salonu. Blondyn patrzył zdezorientowany przez chwilę w miejsce, gdzie stał jego kumpel i w końcu zaklął siarczyście.
- Koniec tej szopki, Draco - westchnął Nott i machnął różdżką.


_________________________________

Witam kochani, mamy rozdział drugi! :) Dziękuję ogromnie za komentarze pod ostatnią notką, to dla mnie naprawdę ogromne wyróżnienie. Cieszę się, że tyle Was jest.
Oceniajcie, piszcie, krytykujcie.
Może pod następnym rozdziałem przekroczycie magiczną 10-tkę? :)
Liczę na Was kochani! :*
Do następnego rozdziału:)

Zou.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy


"Nieciekawa niespodzianka"





    - Hermiono sama słyszałaś, że w tej miejscowości ich nie znajdziemy - jęknął Ronald po raz dziesiąty dzisiejszego dnia. Panna Granger stanęła w miejscu i zacisnęła mocno dłonie w pięści. Odwróciła się gwałtownie z wściekłością wypisaną na twarzy i spojrzała gniewnie na swojego chłopaka. Harry stojący obok i popijający sok pomarańczowy powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem.
- Posłuchaj mnie, Ronaldzie. - Zaczęła, unosząc palec wskazujący. -  Będę chodziła dwadzieścia cztery godziny na dobę, jeśli jest taka potrzeba i nie interesuje mnie żadne zmęczenie. Jeśli masz zamiar mi tak marudzić, to już teraz zabieraj tyłek i zasuwaj do hotelu! - warknęła poirytowana i ręką wskazała kierunek. Rudzielec zdziwił się i otworzył usta. Zamrugał kilka razy, upewniając się, że Hermiona właśnie na niego nakrzyczała. Ale co on takiego zrobił? Przecież był tylko zmęczony, poza tym chodzenie w kółko, to według niego strata czasu, a na dodatek nie mieli żadnego tropu, czy śladu. Zamknął buzię i poczuł się nieswojo. 
- Ale...
- Świetnie, o wiele lepiej będzie mi się chodziło bez was. - Dodała.
- A co ja ci zrobiłem? - Zdziwił się Harry, a dziewczyna zmierzyła go ostrym spojrzeniem. 
- Marsz do hotelu, ale już! - Krzyknęła wytrącona z równowagi, ale chłopcom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Powoli wycofali się tyłem, aby później odwrócić się i szybkim marszem zniknąć za zakrętem. Hermiona poczuła palące łzy na policzkach i zdenerwowana usiadła na krawężniku chodnika, opierając się o palmę. Ona sama również była wykończona całodniowym chodzeniem i szukaniem rodziców, ale było to dla niej bardzo ważne. Teraz, gdy zapanował spokój, pragnęła zwrócić im pamięć i znowu cieszyć się ich miłością. Razem z Ronem i Harrym przyjechała do Australii dwa tygodnie temu. Z początku chłopcy traktowali to jako podróż życia, ale Ron niestety szybko się zmęczył. Potter starał się być wyrozumiały, pomagał i pocieszał. Sam wiele razy doświadczył bezinteresownej pomocy od Hermiony, więc teraz nie mógł jej tak po prostu zostawić. Ronaldowi jednak takie tłumaczenie nie pomogło, twierdził że jeżeli nie znaleźli państwa Grangerów do teraz, to nie znajdą w ogóle. Nie potrafił zrozumieć tego, jak ważne to było dla Gryfonki, ponieważ sam nigdy w życiu czegoś podobnego nie doświadczył.
            Brązowowłosa wytarła mokre od łez policzki i splotła na nowo rozmierzwionego warkocza. Mimo że zbliżał się powoli wieczór, ruszyła dalej przed siebie, wypytując napotkanych mieszkańców, czy nie widzieli jej rodziców. Podczas samotnej wędrówki miała wiele czasu na przemyślenia. Za tydzień mieli planowany powrót do Anglii, co wiązało się z rozpoczęciem rozmów o pracę, którą teoretycznie mogliby zacząć we wrześniu. Hermiona była tym faktem bardzo podekscytowana, jednak chyba jeszcze bardziej tym, że McGonagall pozwoliła jej napisać owutemy. Czuła się dzięki temu lepiej, ponieważ nikt nie zarzuci jej, że otrzymała pracę, dzięki popularności. Poza tym cały czerwiec, lipiec i sierpień mieli spędzić na odbudowie Hogwartu, która ruszałą pierwszego czerwca. Dla wszystkich był to ogromny zaszczyt - pomóc i jednocześnie oddać jakąś cząstkę siebie, żeby odnowić szkołę.
- Przepraszam panienko, ale tu nie można wchodzić. - Usłyszała i podniosła wzrok na wysokiego mężczyznę w czarnej koszulce polo i krótkich czarnych spodenkach. Uniosła wysoko brew, ale tuż za jego plecami dostrzegła napis "Osiedle prywatne". Zamrugała kilkakrotnie, budząc się z transu.
- Och, rozumiem. Najmocniej przepraszam, zamyśliłam się.
- Nic nie szkodzi.
- Czy widział pan może tych dwoje? - zapytała po chwili namysłu i pokazała zdjęcie rodziców. Mężczyzna zdjął czarne okulary i przyjrzał się fotografii.
- Przykro mi, ale nie kojarzę.
- Cóż, dziękuję, dobranoc.
- Dobranoc - odparł kulturalnie, a Hermiona ruszyła dalej. Na dzisiaj był już dla niej koniec, powoli robiło się ciemno, a ona nie lubiła chodzić w nocy sama. Nieopodal zauważyła restaurację. Postanowiła wejść i spróbować szczęścia, a nuż ktoś tam ich widział. Gdy znalazła się w środku, została mile zaskoczona. Wystrój bardzo przypominał jej ulubioną knajpkę w Hogsmeade, którą zawsze odwiedzała z Ginny. Beżowe ściany, storczyki, klasyczna muzyka, świeczki na stolikach i ogromny bar na wyspie w samym centrum lokalu. Granger podeszła do niego i usiadła na wysokim, obrotowym krześle.
- Co podać? - zapytał wysoki brunet, który właśnie polerował kieliszki do wina.
- Poproszę wodę z lodem.
- Już się robi. - Posłał jej uśmiech i po kilku sekundach postawił przed nią zamówienie.
- Przepraszam czy...
- Jeszcze jeden. - Usłyszała obok siebie, odwróciła głowę, aby sprawdzić, kto śmiał wejść jej w słowo. O mało nie spadając z krzesła, zamrugała szybko powiekami i jeszcze przez chwilę miała otwartą buzię ze zdziwienia. Draco Malfoy siedział obok niej, a raczej trzymał się blatu, aby nie upaść. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulę, która ewidentnie była kilkudniowa. Na głowie panował istny chaos, pod oczami widniały ogromne sińce ze zmęczenia. Hermiona nie mogła uwierzyć, że patrzy na tego samego blondyna, którego jeszcze kilkanaście dni temu widziała podczas bitwy o Hogwart. Spojrzała na barmana, który wzruszył ramionami. Znowu przeniosła wzrok na swojego rywala i wroga z lat szkolnych i przyglądała mu się przez chwilę. Patrzył w kieliszek, a oczy miał na wpół przymknięte, ale uważnie obserwowały ciecz. Nie trzeba być specjalistą, żeby się domyślić, że Draco Malfoy potrzebuje pomocy, tylko jeszcze nie wiadomo w jakim kierunku.
- Malfoy? - Jej głos drżał, ale starała się nie wkładać w ton głosu ironii. Doskonale pamiętała wydarzenia podczas bitwy, więc może dlatego tak ciężko było jej do niego przemówić.  Mężczyzna obrócił w jej stronę głowę i spojrzał na nią zamglonym wzrokiem. Błękitne tęczówki z przebłyskami szarości ukazywały jedynie smutek i jeszcze coś, czego Hermiona nie potrafiła rozgryźć.
- Co?
- Co ty tutaj robisz?
- A my się znamy? - Zdziwił się i jak gdyby nigdy nic odwrócił się od niej, wypijając kieliszek wódki i zsunął się z krzesła. Zataczając się, ruszył do wyjścia. Granger zesztywniała ze zdziwienia i nie wiedzieć czemu poczuła dziwny ucisk w żołądku. Malfoy jej nie poznał? Czy tylko udaje, że jej nie pamięta? Przecież jest pijany. Czym ty się w ogóle przejmujesz? To Malfoy. On by się tobą nie przejmował. Podpowiadała jej podświadomość. Spojrzała na barmana.
- Często tu przychodzi, praktycznie codziennie wychodzi w takim stanie.
- Naprawdę? - Barman pokiwał głową. - A wiesz może skąd się tu wziął?
- Nie mam pojęcia. Kiedyś coś wspomniał o wyrzeczeniu i bitwie, ale chyba już mu się w głowie pokręciło. - Westchnął, stukając się palcem w czoło.
- Pewnie tak - mruknęła Hermiona, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Postanowiła, że nie będzie zawracać tym sobie głowy. Malfoy to śmierciożerca i nie powinna w ogóle go zagadywać, zdradził wszystkich, przechodząc na stronę Voldemorta. Voldemorta już nie ma... Hermiona wywróciła oczami na pomrukiwania swojej podświadomości. Jednak jakaś wewnętrzna siła kazała jej się nad tym jeszcze raz zastanowić. Wmawiała sobie, że nie chce myśleć o nim i o tym, co przed chwilą zauważyła, jednak w głębi duszy była bardzo zaciekawiona, co się z nim stało. W ostateczności, gdy wypiła wodę i zapłaciła za nią, postanowiła, że zapomni o całym incydencie i nie będzie się tym w ogóle przejmować. Wyszła z restauracji i poczuła chłodny wietrzyk. Mimo gorącego klimatu, wieczory były tutaj naprawdę zimne. Ruszyła szybkim krokiem w stronę hotelu, w którym zatrzymali się we trójkę. Gdy pomyślała o Ronie, ogarnęła ją fala wściekłości i żalu. Miała mu za złe to całe narzekanie, przecież nikt go nie prosił, żeby tutaj jechał. Musiał się liczyć z tym, że Hermiona będzie chciała odnaleźć rodziców za wszelką cenę, a nie zwiedzać te rejony. Nie mogła przy tym winić Harry'ego, ponieważ on naprawdę się starał i znosił jej humory. Miała w tym momencie wyrzuty sumienia, ponieważ niepotrzebnie na niego naskoczyła. Postanowiła, że go przeprosi, jak tylko dotrze do hotelu. Gdy już miała skręcać w alejkę prowadzącą na parking, potknęła się o coś i o mały włos nie runęła na ziemię. Odwróciła się zdezorientowana już z wyciągniętą różdżką. Na chodniku leżała...noga. Otworzyła szerzej oczy, wodząc wzrokiem po tej części ciała.
- Do diaska! - Pisnęła, gdy ujrzała leżącego w krzakach Malfoya, o którego nogę się potknęła.
- Lumos Maxima - szepnęła i słabe światło latarni zostało wspomożone przez jej różdżkę. Podeszła bliżej do chłopaka i wzięła głęboki oddech. Draco wyglądał jakby spał, ale coś Hermionie nie pasowało. Jego klatka piersiowa się nie unosiła. Szybko uklękła przy nim i przytknęła policzek do jego ust. Z mocno bijącym sercem nasłuchiwała przez dziesięć sekund, ale chłopak nie oddychał. Zachowując trzeźwość umysłu, mocniej ścisnęła różdżkę.
- Expecto Patronum! - Zrobiła okrąg drewienkiem, a błękitna smuga w kształcie wydry popędziła w stronę hotelu. Hermiona, niewiele myśląc, rzuciła jakieś lecznicze zaklęcie na Ślizgona i po skończeniu szybko odłożyła różdżkę i rozerwała jego koszulę. Błyskawicznie  zaczęła masaż serca, tak jak uczyła ją w szkole pani Pomfrey. Gdy skończyła trzydzieści ucisków, zawahała się na chwilę, ale przeklinając w duszy wszystkich stwórców świata, pochyliła się nad nim i wykonała dwa wdechy. Gdy zaczęła ponownie uciskać klatkę piersiową, zjawili się zdyszani Harry i Ron.
- O w mordę - wykrztusił rudzielec i jego oczy stały się jeszcze większe.
- Jak się tu znalazł? - zapytał Potter, klękając z drugiej strony. Hermiona nie zdążyła mu odpowiedzieć, ponieważ usłyszeli głośne wciąganie powietrza. Draco zaczął się krztusić. Granger szybko przerwała wykonywaną czynność i razem z Harrym pomogli mu usiąść. Blondyn jeszcze chwilę kaszlał, ale Hermiona wiedziała, że zbiera mu się na wymioty. Szybko rzuciła przeciwzaklęcie, a dziwne torsje mu przeszły. Spojrzał na nich załzawionymi z bólu oczami i zamrugał kilkakrotnie.
- Był pijany, jak go spotkałam w barze...
- Byłaś w barze? - syknął Ron zdziwiony. Potter i brązowowłosa spiorunowali go wzrokiem.
- Nie rozpoznał mnie, a później wyszedł.
- Kurwa. - Usłyszeli i nagle blondyn runął z powrotem na ziemię, łapiąc się za głowę. Spojrzeli po sobie zdezorientowani. Nastała chwila napięcia i ciszy.
- Trzeba go zabrać do jakiegoś szpitala.
- Nie... - powiedział bardzo słabym głosem. - Nie do szpitala...
- Do naszego pokoju - zarządził Potter po chwili namysłu i wstał.
- Chyba oszalałeś! Harry, to śmierciożerca! - krzyknął Ronald przerażony. Potter chwilę patrzył skoncentrowany na przyjaciela, jakby walczył z czymś wewnętrznie. Hermiona zagryzała wargę.
- To nie ma znaczenia, Ron. Trzeba mu pomóc, nie możemy go tu tak zostawić.
- A czemu nie? Myślisz, że on by się tobą przejął?! - Zawołał rudzielec.
- Miona ma rację. Zabieramy go. - Zarządził Wybraniec i schylił się, by podnieść Draco do pozycji stojącej. Hermiona widząc, że Ron nie kwapi się do pomocy, pomogła Harry'emu i z trudem podnieśli chłopaka.
- Malfoy! Malfoy słyszysz mnie? - zawołał.
- Mhm...
- Musisz iść sam, my ci pomożemy.
- Yhmm...
- To jest zły pomysł - negował dalej Ron. Dwójka przyjaciół nie zwracała na niego uwagi i z trudem ruszyli do hotelu. Kilka razy musieli się zatrzymać, ponieważ blondyn przysypiał, ale  cudem udało im się dotrzeć do hotelowego pokoju. Rzucili go na wolne łóżko w pokoju Harry'ego i cała trójka spojrzała na jego bezwładne ciało.
- Co się z nim stało? - spytał cicho Wybraniec.
- Też bym chciała to wiedzieć, bo nie wierzę w nic, co się wiąże z pieniędzmi.
- Racja, mam nadzieję, że rano będzie bardziej rozmowny.
- Dziękuję, Harry.
- Nie masz za co, to jest w drodze wyjątku - odparł Potter, a Hermiona wiedziała o co mu chodzi. Chciał się odwdzięczyć za gest ze strony Narcyzy. Od tamtego czasu Harry czuł, że ma ogromny dług wobec niej. Nie rozmawiając dłużej, cała trójka poszła spać, z napięciem oczekując kolejnego dnia.

~*~*~

            Harry otworzył zaspane oczy i ziewnął przeciągle. Nie widząc praktycznie nic, poszukał dłonią na stoliku swoich okularów, które po chwili miał już na nosie. Przeciągnął się mocno pod kocem i nagle przypomniał sobie o współlokatorze. Zerwał się do pozycji siedzącej, nerwowo zerkając na łóżko. Ku jego zdziwieniu Draco mrużył oczy, przytykając rękę do głowy i mamrotał coś pod nosem. Westchnął, zastanawiając się nad tym, co teraz z nim będzie. Przez krótką chwilę dumał, czy dobrze zrobił, po raz drugi ratując mu życie, ale nie chciał teraz o tym rozmyślać. Szybko wciągnął krótkie spodenki i nałożył niebieską koszulkę z białym nadrukiem. Usiadł na łóżku, przypatrując się dalej zdychającemu blondynowi,  a jego myśli przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział, a brązowowłosa dziewczyna weszła do środka. Zmarszczyła brwi i spojrzała na blondyna.
- Śpi? - zapytała prawie bezgłośnie. Harry wzruszył ramionami i pokręcił głową. Dziewczyna usiadła obok niego, przez chwilę przyglądając się postaci blondyna, aż w końcu stanęła nad nim i wyciągnęła różdżkę.
- Anapeo...Ferula...Terego - Te proste zaklęcia, które dziewczyna miała w małym palcu, sprawiły że blondyn przestał tak szybko oddychać, a rany z jego ciała powoli znikały. To jednak nie było wszystko, Hermiona musiała w tym przypadku użyć zaawansowanej magii. Wciągnęła głośno powietrze i zaczęła szeptać:
- Sana anima corpus et sanguinem suum. Malorum omnium, quae sunt non, et dolores servandi. - Gdy skończyła, wzięła głęboki oddech i osunęła się na kolana. Harry szybko podszedł do niej i opiekuńczo objął ramieniem.
- W porządku?
- Tak - odparła i dzięki jego pomocy wstała. Czuła się wyczerpana, czarna magia powiązana z zaawansowanym stopniem, zawsze pochłaniała dwa razy więcej energii czarodzieja niż zwyczajnie. Obydwoje patrzyli, jak Draco powoli otwiera oczy i marszczy brwi. Gdy już się ocknął, rozejrzał się dookoła i natrafił na dwójkę przyjaciół. Powoli, nie spuszczając ich z oczu, podniósł się do pozycji siedzącej. Hermiona i Harry odetchnęli z ulgą i usiedli na sąsiednim łóżku.
- O co chodzi? - zapytał podejrzliwym głosem.
- Byłeś pijany i niezdolny do jakichkolwiek czynów - syknął Potter. Draco wybałuszył na niego oczy, ale nie dał się zbić z tropu. Jego myśli krążyły wokół wczorajszego wieczoru, który nie różnił się wiele od ostatnich, ale nie mógł sobie przypomnieć, co się działo w restauracji, do której wszedł. Zmarszczył brwi i potarł dłonią czoło.
- Skąd się tutaj wzięliście?
- Nie twój interes, lepiej powiedz, co ty tutaj robisz? - odparowała Hermiona. Blondyn przeniósł na nią zimne spojrzenie, ale nie ujrzała w nim zwyczajowej pogardy.
- Mógłbym zapytać o to samo, Granger.
- Tej nocy Hermiona uratowała ci życie, bo tak się nałoiłeś, że straciłeś przytomność - warknął Harry, mierząc go chłodnym spojrzeniem. - Wspólnie dotaszczyliśmy cię tutaj, a przed pięcioma minutami leczyła cię zaklęciami. Więc z łaski swojej gadaj, co tu robisz albo możemy to inaczej załatwić - burknął i wyciągnął z kieszeni jego różdżkę. Blondyn zacisnął mocno usta i przez chwilę walczył sam ze sobą, ale w końcu westchnął i spojrzał za okno. Jego oczy zaszły mgłą, a twarz spowił zimny cień. Nie czuł potrzeby zwierzania się, dlatego wywrócił wewnętrznie oczami i wypuścił ze świstem powietrze.
- Uciekłem od tego wszystkiego, a Australia wydawała mi się idealnym miejscem.
- Od czego uciekłeś? - Wyszło z ust Hermiony, nim zdążyła się ugryźć w język. Nawet nie zauważyła kiedy, ale wstała i krążyła w tę i z powrotem z założonymi rękoma. Blondyn spojrzał na nią dziwnie.
- Od rodziców, od tej śmiesznej szopki, która rozgrywała się przez ostatnie kilka lat. - Jego głos był chłodny, jednak pobrzmiewało w nim cierpienie. - Tyle wam wystarczy?
- Nie możemy nic z ciebie wyciągać. - Westchnął po chwili Harry, intensywnie nad czymś rozmyślając. - Ale dwa razy już ci tyłek ratowaliśmy, Malfoy.
- Nikt wam nie kazał.
             Hermiona prychnęła głośno.
- To oczywiste, że jak ty byś spotkał któreś z nas w takim stanie, to byś jeszcze dobił i dokopał - warknęła wytrącona z równowagi. Blondyn spojrzał w jej duże brązowe oczy i zacisnął pięści.
-  Nic o mnie nie wiecie. - Starał się panować nad emocjami, ale ostatnimi czasy graniczyło to z cudem. Bardzo łatwo się denerwował i wpadał w furię. Tym razem przymknął powieki i wziął głęboki oddech, starając się uspokoić.
- Idę do domu. - Poinformował ich i wstał, ale poczuł ołów zamiast nóg, a głowa dopiero teraz rozbolała go na dobre. Dwójka przyjaciół stała, patrząc się na siebie i nie wiedząc, co zrobić. Hermiona przystępowała z nogi na nogę, a Harry zaciskał usta w cienką linię. Gdy blondyn był już przy drzwiach, odwrócił się i spojrzał na nich, a wyraz jego oczu zmienił się diametralnie.
- Dziękuję wam. - Żadne z nich nie zdążyło nic odpowiedzieć, ponieważ Malfoy zniknął za drzwiami. Hermiona usiadła na łóżku i chwyciła poduszkę, przytykając ją do brzucha, a Potter oparł się o parapet.
- Coś mi tu nie gra.
- Nie powinniśmy o tym myśleć, Miona. To nie nasz interes, poza tym sam się nam dziwię, że mu pomogliśmy - westchnął i przeczesał włosy palcami.
- Nie potrafiłam go tak po prostu tam zostawić  - wyrzuciła z siebie, robiąc kwaśną minę. - Mam za dobre serce.
- Masz, to prawda. Ale lepsze to niż gryzące sumienie. Nie przejmuj się tym, Miona. Chodź, zjemy jakieś śniadanie i ruszymy dalej na poszukiwania - zaproponował i wyciągnął do niej dłoń. Granger uśmiechnęła się ciepło i chwyciła ją, aby wstać.
- Harry, chciałam cię przeprosić za wczoraj. Byłam zdenerwowana zachowaniem Rona, a jeszcze to wszystko dookoła mnie przytłacza, fakt że nie mogę ich odnaleźć, no wiesz...
- Ale chyba nie myślałaś, że się obraziłem? - zapytał zdziwiony. Spojrzała na niego niepewnie. - Miona głuptasie, nie potrafię się na ciebie gniewać. No chyba, że obrażasz quidditcha albo krytykujesz moje świetne pomysły - dodał, na co oboje się zaśmiali.
- Jesteś kochany. - Przytuliła go mocno i wspólnie wyszli na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
- A co z Ronem?
- Śpi jak zabity, ale pewnie niedługo sam zlezie na śniadanie - odparła i ruszyli do hotelowej restauracji. Zasiedli przy czteroosobowym stoliku i zaczęli przeglądać menu.

~*~*~

            Malfoy wszedł do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu Melbourne. Rzucił kluczyki na szklany stolik, a brzdęk odbił się od ścian. Zmęczony i kompletnie zdezorientowany ruszył od razu do łazienki, gdzie wziął zimny prysznic. Chłodne krople wody sprawiały, że dostawał dreszczy i gęsiej skórki, ale to był jego ulubiony lek na kaca. Spokojnie i powoli się umył, a następnie wyszedł i wytarł ręcznikiem, który później owinął na biodrach. Stanął przed lustrem i skrzywił się znacznie. Umył szybko zęby i na boso wyszedł do mieszkania. Nie zwracał uwagi na ubrania, skierował się od razu do barku i po czystą szklankę. Nalał sobie Ognistej Whisky i gdy już miał wypić pierwszy łyk, usłyszał trzask teleportacji. Przed nim zmaterializował się jego najlepszy przyjaciel.
- Blaise? - Zdziwił się, cofając szklankę. Ciemnoskóry nie wyglądał na skorego do żartów, jak to miał w zwyczaju.
- Evanesco - mruknął Zabini i nagle szklanka, którą trzymał blondyn, rozpłynęła się w powietrzu. Draco zamrugał szybko i spojrzał z wyrzutem i zdenerwowaniem na kumpla.
- Przyszedłeś zabierać mi to, co moje?
- Przyszedłem cię ogarnąć, Draco.
- Kto cię przysłał? Matka?
- Nie.
- Potter?
- Potter? - Zdziwił się ciemnoskóry. - A co on ma z tym wspólnego?
- Nieważne - burknął. - Oddasz mi moją szklankę?
- Nie. - Blondyn wciągnął zdenerwowany powietrze. Podszedł do szafki i wyjął drugą. Blaise wywrócił oczyma.
- Flagrante - mruknął, a butelka Whisky, którą złapał Draco, zrobiła się nagle tak gorąca, że chłopak puścił ją szybko, a ona stłukła się na ziemi. Odwrócił się gwałtownie i wycelował różdżką w swojego przyjaciela.
- Przegiąłeś, Zabini.
- Nie sądzę, Malfoy.
- Petrificus Totalus!
- Tergo! Myślałem, że stać cię na coś lepszego - prychnął ciemnoskóry, wiedząc że tym rozdrażni swojego kumpla.
- Confundo!
- Drętwota!
- Expelliarmus!
- Tergo!
- Conjunctivitis! - Blaise w ostatniej chwili się obronił i spojrzał w wściekłe tęczówki swojego kumpla. Nim blondyn zdążył się zorientować, ciemnoskóry wysadził w powietrze szafkę obok niego, tak że aż upadł na ziemię, a później rzucił na niego oszałamiacza. Malfoy poczuł ból w potylicy, a gdy otworzył oczy, zobaczył klękającego przed sobą Zabiniego, który trzymał swoją i również jego różdżkę.
- Skończyłeś? - zapytał blondyna.
- Spierdalaj - syknął i przytknął mocniej dłoń do potylicy.
- Ogarnij się, Draco, co ty ze sobą zrobiłeś?
- Gówno ci do tego.
- Nie myśl, że tymi tekstami mnie spławisz.
- Miałem taką nadzieję - odburknął i usiadł, opierając się o komodę.
- Twoja matka się o ciebie martwi. - Blondyn spojrzał na niego nieufnie i prychnął pod nosem. Doskonale pamiętał pożegnanie z rodzicami i wiedział, że nie chce za żadne skarby o tym teraz mówić.
- Jak się trochę pomartwi, to jej nie zaszkodzi.
- Mówię serio, Smoku. Wszyscy się martwimy.
- Wszyscy? - Zaśmiał się. - Nie żartuj sobie Blaise, dla mnie nie ma już nikogo.
- Pieprzysz. Po co tu wyjechałeś? Znowu tchórzysz? Znowu uciekasz? - Te słowa go ugodziły. Był Ślizgonem i nikt nie miał prawa mu mówić, ze jest tchórzem. Zacisnął mocno dłonie w pięści.
- Nie irytuj mnie, Blaise.
- Ogarnij się, Draco. Do tego dążysz? Do upijania się do trupa?
- Nie twój zasrany interes! Co się z Potterem, kurwa, zmówiłeś?!
- O kim ty pieprzysz, w głowę się uderzyłeś? - odwarknął i oboje wstali. Blondyn usiadł na kanapie i przeczesał palcami włosy.
- Wczoraj podobno Granger mnie znalazła leżącego w krzakach i uratowała razem z Potterem - wyrzucił z siebie, a ciemnoskóremu opadła szczęka. Patrzył niepewnie na swojego kumpla i mrugał oczyma. Podrapał się po głowie, na której prawie nie było włosów i wypuścił głośno powietrze.
- A oni co tu robią? - Blondyn wzruszył ramionami.
- Nie wiem, wyszedłem.
- Nieważne, wracamy do Londynu - zarządził Zabini.
- Nie ma mowy, nigdzie nie jadę. Nie wracam tam, jeszcze nie.
- A kiedy? Nikogo już nie łapią, Draco.
- Ojciec siedzi w Azkabanie.
- Ale ty nie jesteś taki jak on. - Blondyn starał się udawać, że nie słyszy tego, ale w głębi serca zrobiło mu się nieco raźniej.
- Jeszcze nie czas.
- W takim razie tu zostaję.
- Co się tak w niańkę chcesz bawić?
- Bo by ci się przydała.
- To załatw jakąś fajną - odgryzł się na odczepne, a Blaise wybuchł śmiechem. Blondyn spojrzał na niego jak na wariata. - Co?
- Wracasz do nas, stary. - Draco wywrócił oczami i położył sie na kanapie, przeklinając wszystko i wszystkich dookoła. Wcale nie miał ochoty na niańczenie ani na pogaduszki. Blaise był dla niego jak brat, ale w tym momencie chciał być sam, nie chciał nikogo. Jego egzystencja potrzebowała jedynie trochę alkoholu do przemyśleń i spokoju, samotności. Teraz niestety nie będzie mógł w spokoju wegetować z butelką wódki albo whisky. Kolejny raz wywrócił w duchu oczami.

~*~*~

            Hermiona siedziała wieczorem przy oknie w swojej sypialni i czytała kolejną ciekawą książkę. Mimo że naprawdę lubiła powieści brytyjskich pisarzy, a ich książki pochłaniała nawet w jedną noc, nie potrafiła się skupić. Cały dzień dogryzała sobie z Ronem i nie potrafiła z nim dojść do porozumienia. W dodatku, i niestety ku jej nieszczęściu, w głowie ciągle miała obraz pijanego do nieprzytomności Malfoya. Nie potrafiła wyrzucić go z głowy, cały czas rozmyślając nad tym, co mu się mogło przytrafić i co teraz robił. Znowu pił do upadłego? Czy może już był napity i znowu leżał gdzieś w krzakach? A może coś mu się stało? Och, to nie twój interes! Krzyczała podświadomość, a ona w duchu się karciła, za swoje myśli. Bo tak naprawdę, to czym się przejmujowała? No tak, istnieniem ludzkim, już nie samym Malfoyem, który zawsze ją obrażał i poniżał, ale jego istnieniem. Wydawał się taki kruchy w restauracji, a to jeszcze bardziej potęgowało jej ciekawość, co do przyczyn jego zachowania. Westchnęła cicho, odkładając książkę i spojrzała za okno. Dzisiaj kolejny dzień spędzili na wędrówkach po pobliskich miasteczkach, a jej nadzieja coraz bardziej przygasała. To było szukanie igły w stogu siana, nikt ich nie widział, a może i nawet ich tutaj nie było, bo wyjechali? Hermiona czuła się bardzo zmęczona natłokiem myśli i wrażeń. Potrzebowała rozmowy z osobą, która ją zrozumie i wspomoże. Do Harry'ego nie mogła się zwrócić, bo on nie tolerował Malfoya, dlatego brakowało jej Ginny. Tęskniła za swoją najlepszą przyjaciółką. Żałowała, że najmłodsza Weasley nie mogła pojechać z nimi, ale Molly się nie zgodziła i kategorycznie zabroniła jej wyjazdu. Granger czuła w duchu, że dużo się u niej działo, podobnie jak u nich. Pragnęła napisać do niej list, ale nie miała nawet sowy, a pocztą raczej by nie doszedł. Odgarnęła z twarzy kosmyki włosów, wtykając je za ucho i ześlizgnęła się z parapetu, wychodząc na balkon. Harry i Ron wyszli się przejść, a ona została w hotelu. Już jutro przenosili się dalej, dlatego ostatni raz spoglądała na piękne miasto skąpane w wieczornym świetle latarni. Oparła się o barierki i obserwowała świecące gwiazdy i jeżdżące samochody. W pewnym momencie ujrzała opadającą tuż przed jej nosem karteczkę pergaminu. Zdziwiona wzięła ją do rąk i odwróciła na drugą stronę, gdzie ujrzała wypisane czarnym atramentem, pochyłe słowa.

Restauracja "Egzotica" za pięć minut.
D.M

         Wpatrywała się oszołomiona w zwitek pergaminu i nie mogła uwierzyć. Podniosła wzrok i rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie dostrzegła w czeluściach nocy. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy powinna pójść. A co jeśli to jakaś pułapka? Och, przestań widzieć wszędzie zagrożenie! Stała na balkonie, przystępując z nogi na nogę, aż w końcu podjęła decyzję, wracając do pokoju.





_______________________________________

 Serdecznie wszystkim dziękuję za tyle komentarzy pod Prologiem :) Jestem szczęśliwa i cieszę się, że tylu Was jest, mam nadzieję, że Was nie zawiodę i razem poprowadzimy to opowiadanie do końca! :)
Jak zwykle, raz dziękuję, raz proszę o komentarze. To dla mnie naprawdę bardzo ważne, więc zostawiajcie po sobie ślad, opinię, krytykę.
Dziękuję i do następnego rozdziału! :*

wtorek, 12 sierpnia 2014

Prolog


Witam Was kochani, tak to znowu ja, tak znowu z nowym pomysłem. 
Mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie Wam do gustu, dlatego bardzo Was proszę o opinie wszelkiego rodzaju. Przyjmę krytykę, dobre słowa, a nawet zwykłą emotikonę w komentarzu. Proszę, zostawiajcie po sobie ślad, bo wtedy dopiero wiem, że jesteście tu ze mną i czytacie. 

Zapraszam na Prolog :) . 

___________________________________________



 - Śniłam dzisiaj o nas.
- Naprawdę?
- O naszym życiu - odparła cicho i delikatnie, przyglądając mu się ogromnymi oczami z nieodgadnionymi uczuciami.
- A o czym dokładnie? - Głos mu drżał, a serce szybciej biło. Bał się poruszyć chociaż o milimetr. Ta chwila była okryta czymś mrocznym, ale jednocześnie magicznym.
- O przyszłości. Wyglądało to bardziej jak... Przepowiednia. - Słowa stawały się echem w ich umysłach, dziwna aura panowała w miejscu, w którym się znajdowali. Patrzyli na siebie, szukając w tych wyrazach odpowiedzi na niewypowiedziane pytania.
- Przepowiednia? - zapytał lekko zachrypniętym głosem, a wzrok mu pociemniał.
- Tak mi się wydaje - odparła z drżeniem. - Ty też to widziałeś - dodała ze smutnym uśmiechem.
- Owszem, ale nie chcę w to wierzyć.
- To nie musi być prawda - powiedziała szybko, wiercąc się.
- Ale może być. - Zmarszczyła brwi, przypatrując mu się z zaciekawieniem. Jego wzrok błądził po jej twarzy, szukając ukojenia, jak zazwyczaj.
- Boisz się? - spytała prawie niedosłyszalnie i wstrzymała oddech.
- Tak bardzo jak ty.