"Powroty"
Wiatr
rozwiewał jej brązowe kosmyki, które wypadły z luźnego warkocza. Opatuliła się
rękoma, mocniej przyciskając sweter do ciała, po którym co jakiś czas
przechodziły dreszcze. Pociągnęła głośno nosem i szybko wyjęła chusteczkę z
malutkiej torebeczki, wydmuchując go. W dalszym ciągu jej myśli krążyły wokół
okrytej tajemnicą karteczki, którą dostała od Malfoya. Czego chciał? Równie
dobrze wszystkiego. Nawet najgorsze scenariusze przechodziły przez jej głowę,
ale mimo to szła w kierunku wskazanej restauracji. Czuła, że nie może odmówić,
wewnętrzny głos podpowiadał jej, że zrobiła dobrze, ale to podświadomość ją
zwodziła. Bała się, to oczywiste, w końcu Malfoy to śmierciożerca, a oni są
nieobliczalni. Wierzyła jednak w swoje siły i zdolności, a poza tym jej
Gryfońska dusza nie pozwoliłaby stchórzyć. A może chodziło mu tylko o rozmowę?
Jednak o czym chciałby z nią rozmawiać? Od zawsze się nienawidzili, od zawsze
był między nimi brak tolerancji, więc o co mogło chodzić? A może zbyt dużo się
dowiedziała i uznał, że należało się jej pozbyć? Na tę myśl przeszedł ją
nieprzyjemny dreszcz, ale odsunęła od siebie tę wersję. Stanęła przed drzwiami,
nad którymi świecił na fioletowo napis "Egzotica". Znowu żałowała, że
nie wspomniała nic o swoim wyjściu Harry'emu i Ronowi. Biorąc głęboki oddech,
nacisnęła na klamkę i znalazła się w przytulnym pomieszczeniu, które odwiedziła
wczoraj. Badawczym spojrzeniem odszukała blondyna. Siedział sam w lewej części
restauracji, przy dwuosobowym stoliku. Był wyraźnie zamyślony i bezwiednie spoglądał
za okno. Hermiona szybko przejechała wzrokiem przez całą salę i bar, ale nie
zauważyła niczego ani nikogo podejrzanego. Trzymając w gotowości różdżkę ukrytą
w rękawie, ruszyła powoli w stronę swojego wroga. Stanęła naprzeciwko niego,
ale zdawał się jej nie zauważyć. Hermiona przygryzła dolną wargę i przestąpiła
z nogi na nogę.
- Eghm - odchrząknęła i uniosła wysoko brew. Draco spojrzał na nią szybko, a jego wyraz twarzy od razu zmienił się na profesjonalny i rzeczowy. Zdziwiła się tą chłodną maską, ale nie dała się zbić z tropu.
- Po co chciałeś się spotkać? - zapytała, opanowawszy głos.
- Usiądź, Granger.
- Och, widzę że nie będzie to przyjemne spotkanie - burknęła, zajmując krzesło i splotła dłonie na blacie stolika. Intensywnie wpatrywała się w jego błękitne tęczówki z przebłyskami szarości.
- Nikt nie powiedział, że będzie przyjemnie - odparł spokojnie, jakby się rozluźniając.
- Wierzę, że każde spotkanie z tobą zalicza się do tych okropnych.
- Zabawne Granger, widzę, że pomimo wszystko nie straciłaś ciętego języka.
- Za to ty owszem, ale uważaj, bo coś jeszcze możesz stracić - odgryzła się, ale po chwili spłonęła krwistoczerwonym rumieńcem, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Blondyn uniósł wysoko brwi, a jego źrenice rozszerzyły się mimowolnie. Oboje poprawili się na krześle.
- Nie przedłużając, chciałem ci osobiście podziękować, Granger. I z góry mówię, nie licz na nic innego, ani nie myśl sobie, że to zmienia nasze stosunki, bo absolutnie nie. Dalej jest tak samo, to co się tutaj dzieje, jest w drodze ogromnego wyjątku. - Hermiona patrzyła na niego zszokowana, starając się pozbierać szczękę z podłogi. Wciągnęła szybko powietrze.
- Niczego od ciebie nie oczekiwałam, Malfoy.
- Owszem wiem, ale coś nakazało mi to zrobić.
- Rozumiem, to wszystko? - zapytała, pragnąc jak najszybciej uciec z tego miejsca. Blondyn zdziwił się jej bezpośredniością, ale nie dał tego po sobie poznać. Skinął delikatnie głową, a Hermiona wstała, zabierając z oparcia krzesła małą torebkę.
- Okropnych snów, Malfoy - rzuciła na dowidzenia i odwróciła się na pięcie. Dla niej było oczywistym, że tleniony próbuje zamaskować emocje, które przez przypadek uwolniły się poprzedniego dnia.
- Udław się, Granger.
Kobieta prychnęła pod nosem i ruszyła żwawo przez salę. Jej wzrok powędrował w stronę baru i o mało co nie przewróciła się o własne nogi. Na wysokim krześle siedział średniego wzrostu mężczyzna o brązowych włosach, z których pojedyncze kosmyki były siwe. Duże, błękitne oczy i delikatny zarost podkreślały jego dorosłość. Miał na sobie jasne spodnie, białą koszulkę polo i ciemny sweterek przerzucony na plecach. Hermiona poczuła piekące łzy, które wzbierały się w jej oczach, ponieważ właśnie patrzyła na swojego tatę w towarzystwie jakiejś nieznanej kobiety. Przełknęła głośno ślinę i oparła się o pobliskie krzesło, ledwo dusząc w sobie okrzyk żalu. Gdy już miała odwrócić wzrok i pobiec do hotelu, aby o wszystkim powiedzieć przyjaciołom, ujrzała, jak jej tata nachyla się do nieznajomej żeby ją pocałować. Odwróciła szybko głowę i zacisnęła powieki, mimo to słone łzy spłynęły po jej rozgrzanych policzkach.
- Hej, Granger, nie myślałem, że aż tak wzruszają cię sceny miłosne. - Usłyszała za swoimi plecami i wciągnęła ze świstem powietrze. Odwróciła się i ujrzała blondyna, który mimo że miał roześmiany głos przepełniony kpiną, to na twarzy nie było śladu radości. W błękitnych tęczówkach próbowała doszukać się tego, co właśnie w tym momencie czuła, ale on nie widział nic poza sobą. Mimo że udawał twardego i pragnął pokazać, że nie ma żadnych problemów, Granger doskonale wiedziała, że to jedynie złudna maska.
Zadrżała jej broda, gdy poczuła jak bardzo potrzebuje w tym momencie braterskiego ramienia, przyjacielskiego uścisku. Była kruchą i delikatną dziewczyną, która podobnie jak jej wróg ukrywała swoje słabości pod grubą skorupą. W tym momencie czuła wszystko na raz: złość, wściekłość, żal, tęsknotę, smutek, ból. Mijały sekundy, a ona dalej wpatrywała się w te niebieskie oczy. Draco nie drgnął, widząc, że coś jest nie tak, a Gryfonka nawet nie chce mu się odgryźć. Nastała dla niego krępująca sytuacja, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafił odwrócić od Hermiony wzroku, od tego co się z nią działo. Prawie niewidocznie zmarszczył brwi, a przez głowę przebiegła mu myśl o przeczytaniu jej myśli, ale od razu się za to skarcił. To za silna czarownica. Gdy już miał powiedzieć znowu coś kąśliwego i wyjść, Hermiona nagle odzyskała zdolność mowy.
- Ty nic nie rozumiesz, Malfoy! - syknęła i szybko wyszła na dwór, prawie biegnąc w kierunku hotelu. Blondyn stał tak zdziwiony jej reakcją, ale nie okazując tego, wsadził dłonie w kieszenie i spokojnie wszystko obserwując, wyszedł z restauracji. W jego umyśle w dalszym ciągu znajdowała się Granger. Przejrzał ją, widział jak nie potrafi sobie z czymś poradzić, takiego stanu jeszcze nie widział, nie u niej. Ogarnęło go bardzo dziwne uczucie, gdy obraz jej brązowych załzawionych oczu pojawił się w jego umyśle. Potrząsnął teatralnie głową i wyjął z kieszeni paczkę mugolskiej używki - papierosów. Włożył jednego do ust i odpalił magią niewerbalną. Zaciągnął się dymem tytoniowym i wypuścił powoli przez nos, czując, jak błogie ukojenie rozlewa się po jego ciele. Nie myśląc już o tym wieczorze, który miał zostać wymazany z jego pamięci, wsiadł do samochodu i z cichym warkotem odjechał do swojego mieszkania, by zmierzyć się z kolejnym delikwentem.
- Eghm - odchrząknęła i uniosła wysoko brew. Draco spojrzał na nią szybko, a jego wyraz twarzy od razu zmienił się na profesjonalny i rzeczowy. Zdziwiła się tą chłodną maską, ale nie dała się zbić z tropu.
- Po co chciałeś się spotkać? - zapytała, opanowawszy głos.
- Usiądź, Granger.
- Och, widzę że nie będzie to przyjemne spotkanie - burknęła, zajmując krzesło i splotła dłonie na blacie stolika. Intensywnie wpatrywała się w jego błękitne tęczówki z przebłyskami szarości.
- Nikt nie powiedział, że będzie przyjemnie - odparł spokojnie, jakby się rozluźniając.
- Wierzę, że każde spotkanie z tobą zalicza się do tych okropnych.
- Zabawne Granger, widzę, że pomimo wszystko nie straciłaś ciętego języka.
- Za to ty owszem, ale uważaj, bo coś jeszcze możesz stracić - odgryzła się, ale po chwili spłonęła krwistoczerwonym rumieńcem, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Blondyn uniósł wysoko brwi, a jego źrenice rozszerzyły się mimowolnie. Oboje poprawili się na krześle.
- Nie przedłużając, chciałem ci osobiście podziękować, Granger. I z góry mówię, nie licz na nic innego, ani nie myśl sobie, że to zmienia nasze stosunki, bo absolutnie nie. Dalej jest tak samo, to co się tutaj dzieje, jest w drodze ogromnego wyjątku. - Hermiona patrzyła na niego zszokowana, starając się pozbierać szczękę z podłogi. Wciągnęła szybko powietrze.
- Niczego od ciebie nie oczekiwałam, Malfoy.
- Owszem wiem, ale coś nakazało mi to zrobić.
- Rozumiem, to wszystko? - zapytała, pragnąc jak najszybciej uciec z tego miejsca. Blondyn zdziwił się jej bezpośredniością, ale nie dał tego po sobie poznać. Skinął delikatnie głową, a Hermiona wstała, zabierając z oparcia krzesła małą torebkę.
- Okropnych snów, Malfoy - rzuciła na dowidzenia i odwróciła się na pięcie. Dla niej było oczywistym, że tleniony próbuje zamaskować emocje, które przez przypadek uwolniły się poprzedniego dnia.
- Udław się, Granger.
Kobieta prychnęła pod nosem i ruszyła żwawo przez salę. Jej wzrok powędrował w stronę baru i o mało co nie przewróciła się o własne nogi. Na wysokim krześle siedział średniego wzrostu mężczyzna o brązowych włosach, z których pojedyncze kosmyki były siwe. Duże, błękitne oczy i delikatny zarost podkreślały jego dorosłość. Miał na sobie jasne spodnie, białą koszulkę polo i ciemny sweterek przerzucony na plecach. Hermiona poczuła piekące łzy, które wzbierały się w jej oczach, ponieważ właśnie patrzyła na swojego tatę w towarzystwie jakiejś nieznanej kobiety. Przełknęła głośno ślinę i oparła się o pobliskie krzesło, ledwo dusząc w sobie okrzyk żalu. Gdy już miała odwrócić wzrok i pobiec do hotelu, aby o wszystkim powiedzieć przyjaciołom, ujrzała, jak jej tata nachyla się do nieznajomej żeby ją pocałować. Odwróciła szybko głowę i zacisnęła powieki, mimo to słone łzy spłynęły po jej rozgrzanych policzkach.
- Hej, Granger, nie myślałem, że aż tak wzruszają cię sceny miłosne. - Usłyszała za swoimi plecami i wciągnęła ze świstem powietrze. Odwróciła się i ujrzała blondyna, który mimo że miał roześmiany głos przepełniony kpiną, to na twarzy nie było śladu radości. W błękitnych tęczówkach próbowała doszukać się tego, co właśnie w tym momencie czuła, ale on nie widział nic poza sobą. Mimo że udawał twardego i pragnął pokazać, że nie ma żadnych problemów, Granger doskonale wiedziała, że to jedynie złudna maska.
Zadrżała jej broda, gdy poczuła jak bardzo potrzebuje w tym momencie braterskiego ramienia, przyjacielskiego uścisku. Była kruchą i delikatną dziewczyną, która podobnie jak jej wróg ukrywała swoje słabości pod grubą skorupą. W tym momencie czuła wszystko na raz: złość, wściekłość, żal, tęsknotę, smutek, ból. Mijały sekundy, a ona dalej wpatrywała się w te niebieskie oczy. Draco nie drgnął, widząc, że coś jest nie tak, a Gryfonka nawet nie chce mu się odgryźć. Nastała dla niego krępująca sytuacja, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafił odwrócić od Hermiony wzroku, od tego co się z nią działo. Prawie niewidocznie zmarszczył brwi, a przez głowę przebiegła mu myśl o przeczytaniu jej myśli, ale od razu się za to skarcił. To za silna czarownica. Gdy już miał powiedzieć znowu coś kąśliwego i wyjść, Hermiona nagle odzyskała zdolność mowy.
- Ty nic nie rozumiesz, Malfoy! - syknęła i szybko wyszła na dwór, prawie biegnąc w kierunku hotelu. Blondyn stał tak zdziwiony jej reakcją, ale nie okazując tego, wsadził dłonie w kieszenie i spokojnie wszystko obserwując, wyszedł z restauracji. W jego umyśle w dalszym ciągu znajdowała się Granger. Przejrzał ją, widział jak nie potrafi sobie z czymś poradzić, takiego stanu jeszcze nie widział, nie u niej. Ogarnęło go bardzo dziwne uczucie, gdy obraz jej brązowych załzawionych oczu pojawił się w jego umyśle. Potrząsnął teatralnie głową i wyjął z kieszeni paczkę mugolskiej używki - papierosów. Włożył jednego do ust i odpalił magią niewerbalną. Zaciągnął się dymem tytoniowym i wypuścił powoli przez nos, czując, jak błogie ukojenie rozlewa się po jego ciele. Nie myśląc już o tym wieczorze, który miał zostać wymazany z jego pamięci, wsiadł do samochodu i z cichym warkotem odjechał do swojego mieszkania, by zmierzyć się z kolejnym delikwentem.
Hermiona weszła do hotelu i ostatni
raz wytarła mokre policzki od łez. Była cała zdyszana, ponieważ chciała jak
najszybciej znaleźć się z powrotem w tej restauracji i porozmawiać ze swoim
ojcem. Chciała mieć blisko siebie przyjaciela, kogoś kto ją wesprze. Przy
Malfoyu zwyczajnie się przestraszyła. Czuła się teraz podle i okrutnie, ze
względu na swoją postawę.
Unikając ciekawskich spojrzeń gości hotelu, weszła do windy i wcisnęła numer trzy. Po chwili maszerowała już do pokoju, w którym nikogo, o dziwo, nie zastała. Zmarszczyła brwi i weszła do łazienki, ale tam również nikogo nie było. Przygryzła nerwowo wargę i rozejrzała się po pokoju, ale nie widziała żadnej karteczki albo chociaż informacji, gdzie jest jej chłopak. Co prawda ich kłótnia w dalszym ciągu trwała, Ronald był nieugięty i dalej się dąsał. Granger, nie mając czasu, zmieniła sweter na grubszą bluzę i założyła wygodne adidasy. Złapała ponownie swoją torebkę i różdżkę i zamknęła pokój hotelowy, kierując się do sąsiedniego, który zamieszkiwał Harry. Zapukała o ciut za mocno.
- Proszę. - Usłyszała przez drzwi i wpadła do środka. Na jednoosobowym łóżku leżał Harry i czytał "Quidditch przez wieki".
- Gdzie byłaś? - zapytał, odkładając tomisko na stolik.
- To długa historia, znalazłam tatę.
- Naprawdę?! - zawołał uradowany i poprawił okulary.
- Tak, jest w tym barze, gdzie spotkałam Malfoya. Harry pójdziesz tam ze mną?
- Oczywiście, daj minutkę. - Wstał, wbiegł do toalety, a po chwili był już ubrany i gotowy do wyjścia.
- A tak w ogóle, to gdzie Ronald? - spytała, gdy wyszli na korytarz.
- To też jest długa historia.
- Co masz na myśli?
- Miona, może porozmawiamy o tym później? - poprosił, ale Gryfonka była nieugięta.
- Harry, powiedz mi.
- Ron wrócił do domu - odparł, wzdychając i przeczesując palcami włosy. Brązowowłosa spojrzała na niego szczerze zdziwiona, a w jej oczach ponownie wezbrały łzy. Potter, nie wiedząc co zrobić, podszedł do niej, nieśmiało wyciągnął ramiona. Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i zaczęła głośno szlochać, gdy winda zjeżdżała wraz z nimi na dół.
- Pogadamy o tym później, trzeba znaleźć twojego tatę.
Pokiwała głową i ruszyli szybko, bez słowa w stronę restauracji. Po niespełna kilku minutach biegu cali zdyszani wpadli do środka. Obsługa spojrzała dziwnie na Hermionę, która po raz kolejny dzisiejszego dnia odwiedzała ich lokal. Nie zważając na inne spojrzenia, wskazała podbródkiem na swojego ojca. Potter zmarszczył brwi, gdy widział, jak mężczyzna śmieje się wniebogłosy do jakiejś kobiety i wyciąga nagle portfel.
- Wydaję mi się, czy wychodzą? - powiedział Wybraniec.
- Cholera, idziemy za nimi.
- Jesteś pewna? Może powinnaś go zagadać.
- Nie w jej towarzystwie - burknęła i usiedli przy pierwszy stoliku z brzegu, obserwując parę. Gdy wyszli na zewnątrz, Hermiona i Harry od razu się podnieśli i ruszyli za nimi. Granger uważnie obserwowała swojego tatę, tym samym miażdżąc spojrzeniem obcą kobietę. Gdy wreszcie Carl pożegnał się z ową panią, ruszył samotnie w drugą stronę, napotykając zdziwionych przyjaciół.
- Przepraszam - powiedział uprzejmie, chcąc przejść, ale żadne z nich się nie ruszyło. Spojrzał na nich dziwnie, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, Hermiona zaczęła szybko szukać czegoś w torebce.
- Witam, mam na imię Hermiona Granger - powiedziała podając mu dłoń, a on zdziwiony odwzajemnił uścisk.
- To mój przyjaciel, Harry Potter, mam do pana pytanie. - Gdy to mówiła, czuła ogromną gulę w gardle. Wyszukała wreszcie w swojej nadzwyczajnej torebce zdjęcie swojej matki. Pokazała mu je.
- Pan się nazywa Wendell Wilkinson, prawda? Gdzie pańska żona? - Mężczyzna jeszcze bardziej się zdziwił, gdy ujrzał tę fotografię. Po chwili zmarszczył brwi, jakby zezłoszczony.
- Czego chcecie? Nie znam was, nie będę wam nic mówił.
- Panie Wilkinson, proszę, to ważne - rzekł Harry.
- Zostawcie mnie w spokoju - obruszył się i odszedł w drugą stronę. Granger mimowolnie podbiegła do niego i złapała za ramię. Dziwny dreszcz przeszedł przez nich oboje, a Wendell, tak naprawdę Carl, spojrzał, niedowierzając, na dziewczynę.
- Znam cię skądś - mruknął. Hermiona poczuła piekące łzy w oczach.
- Proszę, niech pan powie, gdzie ona jest. - Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, aż w końcu starszy mężczyzna westchnął głośno.
- Nie wiem kim jesteście i czego chcecie, ale dobrze. Tylko ze względu na ciebie. - Wskazał palcem na Gryfonkę. - Zaprowadzę was. - Granger uradowana uścisnęła Harry'ego i we trójkę ruszyli do centrum miasta. Tam pan Wilkinson złapał taksówkę, do której wsiedli, a podróż zajęła im dobre pół godziny. Hermiona ze smutkiem stwierdziła, że nawet nie planowała pojechać w te rejony, ponieważ z góry zakładała, że w tej okolicy by nie zamieszkali. Jej myśli kompletnie odbiegły od Malfoya i Ronalda. Była zmęczona, pragnęła w tym momencie jedynie odzyskać rodziców i wrócić do domu.
- Jesteśmy - oznajmił taksówkarz, a tata Hermiona zapłacił za przejazd. Ruszył przodem bez słowa i weszli do niewielkiego budynku mieszkalnego. Na drugim piętrze podszedł do drzwi z napisem "Wilkinson" i wyjął pęk kluczy.
- Jeśli coś knujecie, to ostrzegam was, nie ręczę za siebie - rzekł, rzucając ostre spojrzenie na nich, po czym wkroczyli do środka. Hermiona nie zwracała nawet uwagi na wystrój mieszkania, szybkim krokiem weszła do salonu, za swoim ojcem. Jej mama siedziała na kanapie, popijając kawę i czytając jakąś książkę. Hermiona ponownie poczuła w oczach łzy. Nikt nie potrafił zrozumieć, co to za uczucie, gdy patrzysz na swoich rodzicieli, którzy kompletnie nie wiedzą, kim jesteś. Hermiona przez długi czas przygotowywała się na to spotkanie, ale wszystko poszło na marne. Ogromny ból w sercu narodził się, gdy ujrzała ich razem. To właśnie ona sama doprowadziła do tego wszystkiego, dlatego to jeszcze bardziej potęgowało jej zdenerwowanie. Zdawała sobie sprawę, że przywracanie pamięci nie należy do zwykłych zaklęć, których uczą w szkole. To była bardzo zaawansowana magia, której nawet ona sama się bała.
- Wendell? Co ty tu robisz? Mówiłam ci już przecież, żebyś tu nie przychodził... Kto to jest? - zapytała zdziwiona Jeane, wyrywając tym Hermionę z rozmyślań. Wstała, poprawiając fryzurę i ściskając nerwowo kraniec sweterka. Granger poczuła się jak w domu, tak bardzo brakowało jej roztargnienia matki i spokoju ojca, brakowało jej ich miłości, którą obdarzali ją na każdym kroku.
- Ta dwójka poprosiła mnie, abym ich do ciebie zaprowadził.
- Szaleju się najadłeś, Carl? Obcych do domu przyprowadzasz? Kim jesteście? - zapytała podejrzliwie. Hermiona wciągnęła głośno powietrze. Te ostre słowa ugodziły jej i tak już zranioną duszę.
- Proszę, usiądźcie - szepnęła. Małżeństwo spojrzało na nią posępnie i ani się ruszyło. Hermiona westchnęła i wyciągnęła różdżkę.
- Co to jest? Co ty wyprawiasz? - zawołała kobieta, ale Granger przymknęła powieki i maksymalnie się skupiła.
- Dirige*. - Z jej różdżki wyleciała wiązka błękitnego światła. Zaklęcie było na tyle silne, że czuła je w każdej części swojego ciała, a przed oczyma widziała przeróżne sceny z ich wspólnego życia. Wiązka dotarła do ich skroni, przez które wpłynęła do umysłów. Gryfonka opuściła różdżkę i nerwowo spojrzała na Harry'ego. Obserwował ramki ze zdjęciami, na których powoli pojawiała się postać Hermiony w różnym wieku. Jej rodzice usiedli na kanapie, marszcząc brwi, jakby przed chwilą wrócili do domu ze spokojnego spaceru.
- Ale mnie rozbolała głowa - rzekła Jeane. Carl spojrzał na nią opiekuńczo.
- Hermiono, może przyniesiesz tabletki? Tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? - Zdziwił się po chwili, gdy zarejestrował kompletnie inny wystrój salonu, niż w ich domu. Brązowowłosa pisnęła zadowolona i rzuciła im się w ramiona, głośno szlochając. Harry wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i oddychając z ulgą, opadł na fotel. Państwo Granger spojrzeli zdziwieni, nic nie rozumiejąc, na Wybrańca, ale on nie mógł wydusić z siebie słowa, ciesząc się prawie tak mocno jak Hermiona. Gdy wreszcie się uspokoiła, zaczęła opowiadać im całą historię.
Unikając ciekawskich spojrzeń gości hotelu, weszła do windy i wcisnęła numer trzy. Po chwili maszerowała już do pokoju, w którym nikogo, o dziwo, nie zastała. Zmarszczyła brwi i weszła do łazienki, ale tam również nikogo nie było. Przygryzła nerwowo wargę i rozejrzała się po pokoju, ale nie widziała żadnej karteczki albo chociaż informacji, gdzie jest jej chłopak. Co prawda ich kłótnia w dalszym ciągu trwała, Ronald był nieugięty i dalej się dąsał. Granger, nie mając czasu, zmieniła sweter na grubszą bluzę i założyła wygodne adidasy. Złapała ponownie swoją torebkę i różdżkę i zamknęła pokój hotelowy, kierując się do sąsiedniego, który zamieszkiwał Harry. Zapukała o ciut za mocno.
- Proszę. - Usłyszała przez drzwi i wpadła do środka. Na jednoosobowym łóżku leżał Harry i czytał "Quidditch przez wieki".
- Gdzie byłaś? - zapytał, odkładając tomisko na stolik.
- To długa historia, znalazłam tatę.
- Naprawdę?! - zawołał uradowany i poprawił okulary.
- Tak, jest w tym barze, gdzie spotkałam Malfoya. Harry pójdziesz tam ze mną?
- Oczywiście, daj minutkę. - Wstał, wbiegł do toalety, a po chwili był już ubrany i gotowy do wyjścia.
- A tak w ogóle, to gdzie Ronald? - spytała, gdy wyszli na korytarz.
- To też jest długa historia.
- Co masz na myśli?
- Miona, może porozmawiamy o tym później? - poprosił, ale Gryfonka była nieugięta.
- Harry, powiedz mi.
- Ron wrócił do domu - odparł, wzdychając i przeczesując palcami włosy. Brązowowłosa spojrzała na niego szczerze zdziwiona, a w jej oczach ponownie wezbrały łzy. Potter, nie wiedząc co zrobić, podszedł do niej, nieśmiało wyciągnął ramiona. Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i zaczęła głośno szlochać, gdy winda zjeżdżała wraz z nimi na dół.
- Pogadamy o tym później, trzeba znaleźć twojego tatę.
Pokiwała głową i ruszyli szybko, bez słowa w stronę restauracji. Po niespełna kilku minutach biegu cali zdyszani wpadli do środka. Obsługa spojrzała dziwnie na Hermionę, która po raz kolejny dzisiejszego dnia odwiedzała ich lokal. Nie zważając na inne spojrzenia, wskazała podbródkiem na swojego ojca. Potter zmarszczył brwi, gdy widział, jak mężczyzna śmieje się wniebogłosy do jakiejś kobiety i wyciąga nagle portfel.
- Wydaję mi się, czy wychodzą? - powiedział Wybraniec.
- Cholera, idziemy za nimi.
- Jesteś pewna? Może powinnaś go zagadać.
- Nie w jej towarzystwie - burknęła i usiedli przy pierwszy stoliku z brzegu, obserwując parę. Gdy wyszli na zewnątrz, Hermiona i Harry od razu się podnieśli i ruszyli za nimi. Granger uważnie obserwowała swojego tatę, tym samym miażdżąc spojrzeniem obcą kobietę. Gdy wreszcie Carl pożegnał się z ową panią, ruszył samotnie w drugą stronę, napotykając zdziwionych przyjaciół.
- Przepraszam - powiedział uprzejmie, chcąc przejść, ale żadne z nich się nie ruszyło. Spojrzał na nich dziwnie, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, Hermiona zaczęła szybko szukać czegoś w torebce.
- Witam, mam na imię Hermiona Granger - powiedziała podając mu dłoń, a on zdziwiony odwzajemnił uścisk.
- To mój przyjaciel, Harry Potter, mam do pana pytanie. - Gdy to mówiła, czuła ogromną gulę w gardle. Wyszukała wreszcie w swojej nadzwyczajnej torebce zdjęcie swojej matki. Pokazała mu je.
- Pan się nazywa Wendell Wilkinson, prawda? Gdzie pańska żona? - Mężczyzna jeszcze bardziej się zdziwił, gdy ujrzał tę fotografię. Po chwili zmarszczył brwi, jakby zezłoszczony.
- Czego chcecie? Nie znam was, nie będę wam nic mówił.
- Panie Wilkinson, proszę, to ważne - rzekł Harry.
- Zostawcie mnie w spokoju - obruszył się i odszedł w drugą stronę. Granger mimowolnie podbiegła do niego i złapała za ramię. Dziwny dreszcz przeszedł przez nich oboje, a Wendell, tak naprawdę Carl, spojrzał, niedowierzając, na dziewczynę.
- Znam cię skądś - mruknął. Hermiona poczuła piekące łzy w oczach.
- Proszę, niech pan powie, gdzie ona jest. - Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, aż w końcu starszy mężczyzna westchnął głośno.
- Nie wiem kim jesteście i czego chcecie, ale dobrze. Tylko ze względu na ciebie. - Wskazał palcem na Gryfonkę. - Zaprowadzę was. - Granger uradowana uścisnęła Harry'ego i we trójkę ruszyli do centrum miasta. Tam pan Wilkinson złapał taksówkę, do której wsiedli, a podróż zajęła im dobre pół godziny. Hermiona ze smutkiem stwierdziła, że nawet nie planowała pojechać w te rejony, ponieważ z góry zakładała, że w tej okolicy by nie zamieszkali. Jej myśli kompletnie odbiegły od Malfoya i Ronalda. Była zmęczona, pragnęła w tym momencie jedynie odzyskać rodziców i wrócić do domu.
- Jesteśmy - oznajmił taksówkarz, a tata Hermiona zapłacił za przejazd. Ruszył przodem bez słowa i weszli do niewielkiego budynku mieszkalnego. Na drugim piętrze podszedł do drzwi z napisem "Wilkinson" i wyjął pęk kluczy.
- Jeśli coś knujecie, to ostrzegam was, nie ręczę za siebie - rzekł, rzucając ostre spojrzenie na nich, po czym wkroczyli do środka. Hermiona nie zwracała nawet uwagi na wystrój mieszkania, szybkim krokiem weszła do salonu, za swoim ojcem. Jej mama siedziała na kanapie, popijając kawę i czytając jakąś książkę. Hermiona ponownie poczuła w oczach łzy. Nikt nie potrafił zrozumieć, co to za uczucie, gdy patrzysz na swoich rodzicieli, którzy kompletnie nie wiedzą, kim jesteś. Hermiona przez długi czas przygotowywała się na to spotkanie, ale wszystko poszło na marne. Ogromny ból w sercu narodził się, gdy ujrzała ich razem. To właśnie ona sama doprowadziła do tego wszystkiego, dlatego to jeszcze bardziej potęgowało jej zdenerwowanie. Zdawała sobie sprawę, że przywracanie pamięci nie należy do zwykłych zaklęć, których uczą w szkole. To była bardzo zaawansowana magia, której nawet ona sama się bała.
- Wendell? Co ty tu robisz? Mówiłam ci już przecież, żebyś tu nie przychodził... Kto to jest? - zapytała zdziwiona Jeane, wyrywając tym Hermionę z rozmyślań. Wstała, poprawiając fryzurę i ściskając nerwowo kraniec sweterka. Granger poczuła się jak w domu, tak bardzo brakowało jej roztargnienia matki i spokoju ojca, brakowało jej ich miłości, którą obdarzali ją na każdym kroku.
- Ta dwójka poprosiła mnie, abym ich do ciebie zaprowadził.
- Szaleju się najadłeś, Carl? Obcych do domu przyprowadzasz? Kim jesteście? - zapytała podejrzliwie. Hermiona wciągnęła głośno powietrze. Te ostre słowa ugodziły jej i tak już zranioną duszę.
- Proszę, usiądźcie - szepnęła. Małżeństwo spojrzało na nią posępnie i ani się ruszyło. Hermiona westchnęła i wyciągnęła różdżkę.
- Co to jest? Co ty wyprawiasz? - zawołała kobieta, ale Granger przymknęła powieki i maksymalnie się skupiła.
- Dirige*. - Z jej różdżki wyleciała wiązka błękitnego światła. Zaklęcie było na tyle silne, że czuła je w każdej części swojego ciała, a przed oczyma widziała przeróżne sceny z ich wspólnego życia. Wiązka dotarła do ich skroni, przez które wpłynęła do umysłów. Gryfonka opuściła różdżkę i nerwowo spojrzała na Harry'ego. Obserwował ramki ze zdjęciami, na których powoli pojawiała się postać Hermiony w różnym wieku. Jej rodzice usiedli na kanapie, marszcząc brwi, jakby przed chwilą wrócili do domu ze spokojnego spaceru.
- Ale mnie rozbolała głowa - rzekła Jeane. Carl spojrzał na nią opiekuńczo.
- Hermiono, może przyniesiesz tabletki? Tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? - Zdziwił się po chwili, gdy zarejestrował kompletnie inny wystrój salonu, niż w ich domu. Brązowowłosa pisnęła zadowolona i rzuciła im się w ramiona, głośno szlochając. Harry wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i oddychając z ulgą, opadł na fotel. Państwo Granger spojrzeli zdziwieni, nic nie rozumiejąc, na Wybrańca, ale on nie mógł wydusić z siebie słowa, ciesząc się prawie tak mocno jak Hermiona. Gdy wreszcie się uspokoiła, zaczęła opowiadać im całą historię.
~*~*~
Cichy ryk silnika ucichł, gdy Draco
wyjął kluczyki ze stacyjki. Oparł głowę o zagłówek i westchnął cicho, widząc
światło w swoim mieszkaniu na piątym piętrze. Miał wielką nadzieję, że Blaise
jednak odpuści i zostawi jego egzystencję w spokoju, jednak się przeliczył.
Ciemnoskóry był nieugięty. Z jednej strony blondyn czuł się dzięki temu
podbudowany na duchu. Był z nim jednak ktoś, kto nie patrzył na jego pieniądze,
ale starał się go wesprzeć, o ile tak to mógł nazwać. Uważał też jednak, że
jako przyjaciel powinien uszanować jego decyzję i zostawić go w świętym
spokoju.
Ponownie westchnął, wywracając oczami i wyszedł z samochodu, kierując się do wejścia. Gdy przeszedł przez mieszkania, przystanął na moment i zdziwiony stwierdził, że Blaise nie jest tutaj sam. Szybko ruszył w kierunku salonu, skąd dochodziły głosy i zapalone światło. Na kanapie, jak gdyby nigdy nic, leżał rozwalony Blaise i popijał kremowe piwo, za to jego towarzyszem był nie kto inny jak Teodor Nott. Blondyn wciągnął głośno powietrze i wyszedł z cienia korytarza, głośno chrząkając. Zabini nawet nie drgnął, odwrócił jedynie w jego kierunku wzrok.
- Witaj, zgubo - zawołał, śmiejąc się ironicznie i popił trunku. Draco uniósł wysoko brew i nie spuszczając wzroku z Diabła, podał dłoń Nottowi.
- A ciebie co tutaj sprowadza? - zapytał, przenosząc w końcu na niego wzrok. Zwykle cichy i małomówny, teraz był nadzwyczajnie pobudzony. Malfoy usiadł na fotelu obok i przeszywał przyjaciela wzrokiem, przechylając delikatnie głowę.
- Blaise mnie tu ściągnął.
- Blaise? - Draco uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na Zabiniego, który wzruszył ramionami.
- Stary, nie możesz tu tkwić.
- Nie zmienię swojej decyzji, Diable - warknął.
- Zostałeś oczyszczony z zarzutów, Draco - wyparował Nott, a blondyn przeniósł na niego swoje błękitne tęczówki, w których pojawiło się zdziwienie.
- Coś ty powiedział?
- Jesteś czysty.
- Bredzisz, Nott.
- Nie bredzę, ktoś się za tobą wstawił - syknął, wyjmując z kieszeni marynarki Proroka Codziennego. Blondyn, patrząc podejrzliwie na pismo, chwycił je w końcu i zaczął czytać.
Ponownie westchnął, wywracając oczami i wyszedł z samochodu, kierując się do wejścia. Gdy przeszedł przez mieszkania, przystanął na moment i zdziwiony stwierdził, że Blaise nie jest tutaj sam. Szybko ruszył w kierunku salonu, skąd dochodziły głosy i zapalone światło. Na kanapie, jak gdyby nigdy nic, leżał rozwalony Blaise i popijał kremowe piwo, za to jego towarzyszem był nie kto inny jak Teodor Nott. Blondyn wciągnął głośno powietrze i wyszedł z cienia korytarza, głośno chrząkając. Zabini nawet nie drgnął, odwrócił jedynie w jego kierunku wzrok.
- Witaj, zgubo - zawołał, śmiejąc się ironicznie i popił trunku. Draco uniósł wysoko brew i nie spuszczając wzroku z Diabła, podał dłoń Nottowi.
- A ciebie co tutaj sprowadza? - zapytał, przenosząc w końcu na niego wzrok. Zwykle cichy i małomówny, teraz był nadzwyczajnie pobudzony. Malfoy usiadł na fotelu obok i przeszywał przyjaciela wzrokiem, przechylając delikatnie głowę.
- Blaise mnie tu ściągnął.
- Blaise? - Draco uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na Zabiniego, który wzruszył ramionami.
- Stary, nie możesz tu tkwić.
- Nie zmienię swojej decyzji, Diable - warknął.
- Zostałeś oczyszczony z zarzutów, Draco - wyparował Nott, a blondyn przeniósł na niego swoje błękitne tęczówki, w których pojawiło się zdziwienie.
- Coś ty powiedział?
- Jesteś czysty.
- Bredzisz, Nott.
- Nie bredzę, ktoś się za tobą wstawił - syknął, wyjmując z kieszeni marynarki Proroka Codziennego. Blondyn, patrząc podejrzliwie na pismo, chwycił je w końcu i zaczął czytać.
Młodociani
Śmierciożercy
Zaraz
po zakończeniu wojny i upadku Voldemorta, Ministerstwo Magii rozpoczęło
poszukiwania zwolenników Czarnego Pana, czyli Śmierciożerców. Aurorzy mają dużo
pracy, ale dzięki nim Azkaban został zapełniony nowymi nazwiskami, takimi jak:
Nott Jr., Avery, Carrow, Lestrange, Yaxley i inne. Informacje te podaje nam sam
Minister Magii. Ale to nie wszystko, dwa dni temu rozpoczęły się rozprawy Wizengamotu
na temat najmłodszych śmierciożerców, którzy przystąpili do szeregów Voldemorta
jeszcze przed ukończeniem siedemnastego roku życia. Między innymi są to: Nott,
Malfoy, Crabbe i Zabini. Zadziwiający jest jednak fakt, że nie ujawniono
wyników rozprawy, a w dodatku w dalszym ciągu nie wiadomo, co się dzieje z
młodocianymi śmierciożercami. Przypominamy, że syn Lucjusza Malfoya i Narcyzy
Malfoy, Draco Malfoy uciekł z rodzinnego dworu tuż po zakończeniu wojny i w
dalszym ciągu nie wiadomo, gdzie się ukrywa. Dzisiejszego ranka zostało
jednak wydane oświadczenie o oczyszczeniu Dracona Malfoya ze wszystkich
zarzutów, a potwierdzone informacje
mówią nam, że osobą wnoszącą o oczyszczenie Malfoya Juniora nie był jego ojciec
ani nikt z rodziny. Zadziwiające jest też to, że osoba ta złożyła wnioski o
oczyszczenie innych śmierciożerców, pod pretekstem "nawrócenia". Czy
Ministerstwo Magii ulegnie? Czy to prawda, że ci młodzi ludzie pragną wyrzec
się czegoś, co przyjęli? Na bieżąco będziemy informować o rozwoju sytuacji.
Blondyn
odrzucił gazetę w kąt. Wstał i zaczął nerwowo chodzić. Zanim się uspokoił,
minęło kilka minut, ale nikt nie odważył się odezwać. Zabini usiadł na łóżku,
opierając łokcie na kolanach, za to Nott przeszywał spojrzeniem swojego
przyjaciela.
- Co to za stek bzdur! Powinni mnie w takim wypadku powiadomić!
- To przyszło do twojego domu, Narcyza mi to dała - rzekł Teodor i podał gładki zwój pergaminu blondynowi. Draco chwycił go i rozwinął, czytając szybko pochyłe pismo.
- Co to za stek bzdur! Powinni mnie w takim wypadku powiadomić!
- To przyszło do twojego domu, Narcyza mi to dała - rzekł Teodor i podał gładki zwój pergaminu blondynowi. Draco chwycił go i rozwinął, czytając szybko pochyłe pismo.
Ministerstwo
Magii w dniu 18 maja 1998 roku, na mocy sądu najwyższego, Wizengamotu, na podstawie
artykułu 30 §1 pkt. 1 Angielskiego Kodeksu Prawnego Czarodziejów, wydało
oświadczenie o oczyszczeniu z zarzutów Pana Draco Lucjusza Malfoya, na mocy
Czarodziejskiej Konstytucji. Zarzuty, oskarżony usłyszał w dniu 5 maja 1998 roku
podczas rozprawy sądowej o numerze 11, Wizengamotu w Ministerstwie Magii w
Londynie. Wraz z nakazem 7 §5 pkt.9 Wizengamotu, Pan Malfoy ma obowiązek dobrego sprawowania i odpracowania godzin
podczas odbudowy murów szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, a także
uiszczenia opłaty w wysokości 500 galeonów. Kazde przewinienie, wraz z
artykułem 12 §5 pkt.28 Angielskiego Kodeksu Prawnego
Czarodziejów grozi anulowaniem rozkazu i aresztem, oraz umieszczeniem w Azkabanie.
Zarzuty:
1. Czynny udział w drugiej wojnie czarodziejów.
2. Dwukrotna próba morderstwa Albusa Dumbledor'a
3. Użycie Zaklęcia Niewybaczalnego Imprerius na Madame Rosmertcie.
4. Otrucie Ronalda Weasleya
5. Rzucenie uroku na Katie Bell
6. Spowodowanie bitwy na Wieży Astronomicznej poprzez wpuszczenie śmierciożerców do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
7. Czynny udział w Bitwie o Hogwart
2. Dwukrotna próba morderstwa Albusa Dumbledor'a
3. Użycie Zaklęcia Niewybaczalnego Imprerius na Madame Rosmertcie.
4. Otrucie Ronalda Weasleya
5. Rzucenie uroku na Katie Bell
6. Spowodowanie bitwy na Wieży Astronomicznej poprzez wpuszczenie śmierciożerców do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
7. Czynny udział w Bitwie o Hogwart
Wynik postępowania: umorzone.
Minister Magii
Kingsley Shacklebolt
Kingsley Shacklebolt
Draco
oderwał wzrok od pergaminu i spojrzał w oczy Teodorowi.
- Nie wierzę w to.
- Malfoy, jesteś głupszy niż myślałem! - oburzył się Zabini, wstając z kanapy i wyrywając mu pergamin.
- Tu jest pieczątka ministerstwa, jeżeli chcesz, sprawdź, czy to jest prawdziwe - burknął, wciskając mu go z powrotem. Odszedł zdenerwowany do okna, a blondyn usiadł na kanapie naprzeciwko Notta, który uważnie go obserwował. Miał mętlik w głowie. Pewna część jego duszy była tak uradowana jak nigdy w życiu. Niestety to tylko ta mała część, całym sobą czuł do siebie obrzydzenie. Nienawidził siebie za to, co zrobił. Wszystkie jego występki zostały mu wytknięte, a on został z nich oczyszczony. Jakim cudem? Kim była ta osoba? Złapał się za głowę, czując narastający ból. Wyjął z kieszeni papierosa i szybko go odpalił, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia przyjaciół. Starał się uspokoić swoje skołatane nerwy, ale wszystkie emocje buzowały w jego organizmie.
- Nie mogę tam wrócić, jak będę przedstawiony? Jako oszust? Ludzie wiedzą co zrobiłem, może i jestem oczyszczony, ale to nie ma żadnego znaczenia.
- Kurwa, Draco! - krzyknął Zabini. - Ja jestem oskarżony, Nott też! Postępowanie trwa. Jest małe podobieństwo na to, że zostaniemy uniewinnieni. Ministerstwo nie pójdzie na kolejne oczyszczenia, oni też muszą wyjść z tego z twarzą!
- Nic nie rozumiesz, Blaise - syknął blondyn, wstając i podchodząc do niego. - Widziałeś, co jest napisane w tych zarzutach? A co ty będziesz miał? Uczestniczenie w bitwie o Hogwart? Nie wiesz, co to znaczy mieć ojca śmierciożercę, u którego w domu rozgrywała się największa rzeź, a Voldemort robił tam sobie posiadówki. Nie rozumiesz tego, co musiałem przeżyć, ty wstąpiłeś przez matkę, która uciekła. A Nott? Przez ojca, który teraz siedzi w Azkabanie. A ja mam teraz tam wrócić, do miejsca, które ktoś śmiesznie nazywa domem i udawać, że jest wszystko w porządku? Nie ma mowy.
- Masz rację, nie wiem, jak to jest, bo nigdy nie miałem ojca, a matka się mnie wyrzekła - odparł beznamiętnie ciemnoskóry i wyszedł z salonu. Blondyn patrzył zdezorientowany przez chwilę w miejsce, gdzie stał jego kumpel i w końcu zaklął siarczyście.
- Koniec tej szopki, Draco - westchnął Nott i machnął różdżką.
- Nie wierzę w to.
- Malfoy, jesteś głupszy niż myślałem! - oburzył się Zabini, wstając z kanapy i wyrywając mu pergamin.
- Tu jest pieczątka ministerstwa, jeżeli chcesz, sprawdź, czy to jest prawdziwe - burknął, wciskając mu go z powrotem. Odszedł zdenerwowany do okna, a blondyn usiadł na kanapie naprzeciwko Notta, który uważnie go obserwował. Miał mętlik w głowie. Pewna część jego duszy była tak uradowana jak nigdy w życiu. Niestety to tylko ta mała część, całym sobą czuł do siebie obrzydzenie. Nienawidził siebie za to, co zrobił. Wszystkie jego występki zostały mu wytknięte, a on został z nich oczyszczony. Jakim cudem? Kim była ta osoba? Złapał się za głowę, czując narastający ból. Wyjął z kieszeni papierosa i szybko go odpalił, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia przyjaciół. Starał się uspokoić swoje skołatane nerwy, ale wszystkie emocje buzowały w jego organizmie.
- Nie mogę tam wrócić, jak będę przedstawiony? Jako oszust? Ludzie wiedzą co zrobiłem, może i jestem oczyszczony, ale to nie ma żadnego znaczenia.
- Kurwa, Draco! - krzyknął Zabini. - Ja jestem oskarżony, Nott też! Postępowanie trwa. Jest małe podobieństwo na to, że zostaniemy uniewinnieni. Ministerstwo nie pójdzie na kolejne oczyszczenia, oni też muszą wyjść z tego z twarzą!
- Nic nie rozumiesz, Blaise - syknął blondyn, wstając i podchodząc do niego. - Widziałeś, co jest napisane w tych zarzutach? A co ty będziesz miał? Uczestniczenie w bitwie o Hogwart? Nie wiesz, co to znaczy mieć ojca śmierciożercę, u którego w domu rozgrywała się największa rzeź, a Voldemort robił tam sobie posiadówki. Nie rozumiesz tego, co musiałem przeżyć, ty wstąpiłeś przez matkę, która uciekła. A Nott? Przez ojca, który teraz siedzi w Azkabanie. A ja mam teraz tam wrócić, do miejsca, które ktoś śmiesznie nazywa domem i udawać, że jest wszystko w porządku? Nie ma mowy.
- Masz rację, nie wiem, jak to jest, bo nigdy nie miałem ojca, a matka się mnie wyrzekła - odparł beznamiętnie ciemnoskóry i wyszedł z salonu. Blondyn patrzył zdezorientowany przez chwilę w miejsce, gdzie stał jego kumpel i w końcu zaklął siarczyście.
- Koniec tej szopki, Draco - westchnął Nott i machnął różdżką.
Oceniajcie, piszcie, krytykujcie.
Może pod następnym rozdziałem przekroczycie magiczną 10-tkę? :)
Liczę na Was kochani! :*
Do następnego rozdziału:)